Kiedy piosenka dobiegła końca Klaus zatrzymał się, ale nie
odsunął od wampirzycy. Spojrzał jej głęboko w oczy. Dosłownie czuła jak jej
serce kruszeje pod wpływem jego wzroku. Z chwilą gdy zbliżył swoje usta do jej
ust usłyszeli za sobą jakieś głosy i kroki. W ich stronę szła grupa turystów z
przewodnikiem, ale byli jeszcze dość daleko.
- Chyba musimy zakończyć nasz taniec – powiedział Klaus
ochrypłym głosem, od którego aż zakręciło się w głowie wampirzycy.
- Tak, masz rację – powiedziała, ale żadne z nich nie
wykonało ruchu.
Turyści byli co raz bliżej, słychać było gwar ich rozmów.
Ich język brzmi dziwnie, mocny akcent i twardo wypowiadane słowa. Caroline
przypuszczała, że to turyści z Niemiec, nie potrafiłaby powtórzyć ani słowa w
tym dziwnym języku.
Klaus nachylił się ku niej. Założył jej niesforny kosmyk
włosów za ucho, muskając przy tym dłonią jej szyję. Od tego gestu Caroline
poczuła dreszcze na całym ciele, oczywiście nie umknęło to uwadze pierwotnego,
na co zareagował uśmiechem. Z ustami przy jej uchu powiedział cicho, a raczej
wymruczał:
- Caroline – sposób w jaki wypowiadał jej imię, tak jakby
kryła się w nim obietnica, wszystkie nadzieje i coś jeszcze, ale w tej chwili
dziewczyna jeszcze nie potrafiła powiedzieć co. Złożył delikatny pocałunek za
jej uchem. Wampirzyca zamknęła oczy poddając się pieszczocie.
- Chodźmy już – powiedział po czym wziął ją za rękę i
poprowadził do wyjścia. Minęli grupę turystów. Caroline była wdzięczna Klausowi
za jego zdrowy rozsądek. Czułaby się naprawdę niezręcznie gdyby ta grupa
przyłapała ich na tym co robili.
Tym razem pierwotny poprowadził ją trochę inną drogą tak, że
wyszli na ogród.
Spacerowali wolnym krokiem po alejkach ogrodu, ciesząc się
chwilą, piękną pogodą i swoją obecnością. Caroline podziwiała miejsce, w którym
się znaleźli. Nic dziwnego, było tu naprawdę pięknie. Dziewczyna postanowiła
przerwać ciszę i odezwała się do pierwotnego, który zdawał się robić to co ona
przed chwilą.
- Więc jak to było z tym Ludwikiem i jego obsesją na punkcie
wampirów?
Słysząc dźwięk jej głosu odwrócił się do niej i zaczął swoją
opowieść.
- Tak jak już mówiłem, chciał zostać wampirem, ale go nie
przemieniłem. Ale nie poddał się tak łatwo, o nie. Wciąż próbował mnie
namawiać. Organizował huczne przyjęcia na naszą cześć, spędziłem sporo czasu w
tym pałacu – w tym momencie na twarzy Klausa zawitał lekki uśmiech – Tańce do
białego rana, pełne wykwintnego jedzenia stoły i piękne kobiety, tak mniej
więcej wyglądało typowe przyjęcie.
Caroline trochę zirytowało wspomnienie Klausa o pięknych
kobietach. Chociaż wiedziała, że pierwotny ma ponad 1000 lat i nie mógł na nią
czekać całe życie to i tak nie mogła powstrzymać ukłucia zazdrości. Zmrużyła
powieki i przyjrzała się twarzy pierwotnego.
Mężczyzna spostrzegł, że mu się przypatruje. Zatrzymał się i
spojrzał wampirzycy głęboko w oczy szukając odpowiedzi na dziwne zachowanie.
- Co się stało, skarbie?
- Nic, nic – przeniosła wzrok na czubek swojego buta – Na
czym skończyłeś? Piękne kobiety i co dalej?
Zdał sobie sprawę o co chodzi, a na jego twarzy pojawił się
uśmieszek.
- Kochanie, tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosna – uśmiech
przybrał na sile, natomiast Caroline ogarnęła fala zażenowania. Próbowała jakoś
wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.
- Wcale nie! Zdaje ci się! Chciałam tylko żebyś wrócił do
swojej opowieści…
Parsknął śmiechem. Super.
- Caroline, to było wieki temu! Wtedy jeszcze nie wiedziałem,
że spotkam ciebie na swojej drodze, ale bardzo mi to pochlebia.
W sumie to pierwotny ma racje, Caroline nie powinna być
zazdrosna o takie głupoty.
- Wiem, przepraszam.
- Nie gniewam się – musnął swoimi ustami jej usta – A teraz
chodźmy.
- Dokąd?
- Zabieram cię na kolacje do mojej ulubionej restauracji w
Paryżu.
Poszli na parking gdzie Klaus zostawił swój samochód.
- Rany, nie boisz się że ktoś ci go ukradnie?
- Ten kto by to zrobił nie pożyłby długo.
No tak, ale odpowiedź pomyślała
Caroline.
Tak jak poprzednio podróż nie zajęła im dużo czasu.
Podjechali pod restaurację, w której Caroline była ostatnim razem.
- A więc to ta twoja ulubiona restauracja. Byłam już tutaj i
spotkałam Elijaha.
Dziewczyna spojrzała na pierwotnego i zaczęła się
zastanawiać jak ją znalazł. To trochę głupie, że dopiero teraz zaczęła o tym
myśleć, no ale cóż. Coś, a raczej ktoś skutecznie odwracał jej uwagę od tych
myśli. Czy Elijah powiedział Klausowi, że jest w Paryżu?
- Niech zgadnę. To on powiedział ci gdzie jestem? Obiecał
mi, że tego nie zrobi…
Wyszli z samochodu. Stali teraz przed wejściem do
restauracji. Klaus nonszalancko oparł się o samochód i przyglądał się twarzy
dziewczyny.
- Mylisz się skarbie. Elijah nic mi nie powiedział. Wiesz,
że on nie łamie danego słowa. Nawet nie spodziewałem się go tutaj zastać. Sam
cię znalazłem.
Pochylił się w jej stronę i szepnął jej do ucha.
- Zawsze cię znajdę.
Od jego słów Caroline poczuła dreszcze na całym ciele. Nie
wiedziała co ma myśleć. Przy pierwotnym traciła wszystkie zmysły i swój zdrowy
rozsądek. Przecież nie chciała żeby ją znalazł, ale on i tak to zrobił. Nie
chciała go dopuścić do siebie na tyle blisko, aby mógł ją zranić, ale zrobiła
to i pewnie jeszcze będzie tego żałować. Miała mętlik w głowie. Z jednej strony
ufała mu, a w jej sercu zaczęło kwitnąć uczucie, a z drugiej strony Klaus był
zdolny do wszystkiego. W każdej chwili mógł uciec gdzie pieprz rośnie
zostawiając ją ze złamanym sercem, rozbitą na kawałki.
Wziął ją pod ramię i razem weszli do środka restauracji. Za
kontuarem stał ten sam portier. Gdy tylko ich spostrzegł, jego serce lekko
przyśpieszyło. Zaczął się denerwować. Pokłonił się przed Klausem, tak jakby był
królem.
- Witam panie Mikaelson. Stolik dla pana i narzeczonej?
Na dźwięk słowa „narzeczona” Caroline lekko zbita z tropu
spojrzała na Klausa, który chyba nie zamierzał wyprowadzać z błędu mężczyznę i
z uśmiechem na twarzy odpowiedział:
- Tak, ten co zawsze.
Portier poprowadził ich do stolika z widokiem na wieżę
Eiffla, tego który wczoraj zajmowała para. Mimo wieczornej godziny było jeszcze
dość jasno, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Zajęli swoje miejsca i
otrzymali kartę dań.
Caroline zaczęła ją przeglądać.
- To może powiesz mi jak mnie znalazłeś?
- Powiem tyle, że niezbyt dobrze zacierasz po sobie ślady.
Caroline spojrzała mu w oczy. Jak to? Przecież usunęła historię przeglądarki… Pod napływem jej
zdziwionego spojrzenia pierwotny zaczął się śmiać.
- Informacje zostają na dysku twardym.
O, Boże. Ale głupi błąd! Mogła bardziej uważać na zajęciach
z informatyki z panem Smith’em w liceum.
Ku przypuszczeniom Caroline, Klaus zamówił pieczeń i wino
dla nich oboje, natomiast ona wzięła coś o dziwnej nazwie, ale smacznie
brzmiącej.
- Mam nadzieję, że to co zamówiłam nie okaże się byczymi
jądrami, albo wątróbką.
- Hahaha, nie martw się. To łosoś w cieście francuskim.
- Uff, ulżyło mi.
Młoda kelnerka podała im zamówione wino, zręcznie nalała je
do lampek i odeszła.
Widok z okna był niesamowity. Wieża Eiffla w blasku
zachodzącego słońca wyglądała jak z bajki. Wampirzyca przypatrywała się temu
pięknemu zjawisku, rozgrywającemu się na jej oczach popijając wino. Poczuła
również, że mężczyzna siedzący naprzeciwko wpatruje się w nią.
- Chciałbym cię teraz namalować – odezwał się Klaus.
Odwróciła się w jego stronę.
- Przecież masz już mnóstwo moich portretów.
- Nigdy nie znudzi mi się malowanie ciebie, Caroline.
Przyniesiono ich kolacje. Faktycznie. Klaus miał rację,
przed dziewczyną na talerzu znajdował się łosoś w cieście francuskim i wyglądał
apetycznie.
Spróbowała pierwszy kęs. Oczywiście, pyszne!
Kiedy skończyli posiłek, a pierwsza butelka wina była już
pusta Klaus ujął jej drobną dłoń i zamknął w swojej.
- Cieszę się, że cię znalazłem Caroline.
W chwili gdy chciała coś odpowiedzieć usłyszeli za plecami
damski głos.
- Niklaus Mikaelson – zaśmiała się – Wiedziałam, że cię tu
znajdę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz