Playlist

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 13

Hej!
Chciałabym zadedykować ten rozdział mojej fance (jeśli mogę to tak określić :P) Paulinie Kornackiej. 
Dziękuję ci, że czytasz moją powieść, twoje komentarze zagrzewają mnie do pisania kolejnych rozdziałów. <3 

Buziaki, Horney Morket



Po tej dziwnej, a zarazem przerażającej wróżbie Caroline natychmiast uciekła do samochodu, do Klausa. Nie umknęło jego uwadze jej dziwne zachowanie i oczywiście zaczął ją wypytywać co się stało, ale zbyła go zwyczajnie tłumacząc, że chce być już w domu.
Kiedy dojechali już do posiadłości, humor dziewczyny nie poprawił się ani trochę. Cały czas w głowie huczały jej słowa czarownicy. Pierwotny był coraz bardziej zaniepokojony. Chcąc poprawić jej nastrój, oznajmił:
- Dosyć tego. Zabieram cię na kolacje!
Uśmiechnął się do niej szczerze, przez co i jej udzielił się jego optymizm, jeśli można to tak nazwać. Podszedł do niej i złapał ją za ramiona.
- Nie wiem co się tam takiego stało, że jesteś taka przybita. Jeśli nie chcesz mi mówić, to rozumiem. Powiesz kiedy będziesz gotowa. Tymczasem – przejechał palcem po jej policzku – zabieram cię do restauracji.
- A łowcy? Czy oni tylko nie czekają na taki moment? – to wydawało się logiczne, że będą tylko czekać na coś takiego.
Westchnął.
- Kochanie, przecież nie zaatakują nas w lokalu pełnym ludzi – spojrzał jej głęboko w oczy – Nawet gdyby spróbowali, to ja zawsze cię obronię.
Coś ścisnęło ją za serce. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Rzuciła się Klausowi na szyję, wtulając się niego mocno i wdychając zapach jego perfum.  Kiedy wreszcie go puściła żeby mógł złapać oddech (bo uduszenie go nie było jej zamiarem) posłała mu szczery uśmiech. Już się nie bała, nie kiedy miała go przy sobie. Świadomość, że jest ktoś, na kogo zawsze może liczyć dodała jej dużo otuchy.
- A teraz idź się szykuj.
- Jak mam się szykować, skoro wszystkie moje rzeczy zostały w apartamencie?
Widząc uśmieszek malujący się na twarzy Pierwotnego już wiedziała, że coś się szykuje.
- Klaus…
- Wszystkie twoje rzeczy są tutaj – widząc jej złowrogie spojrzenie zaczął się tłumaczyć – Pomyślałem, że tak będzie lepiej. Kiedy będę cię miał obok siebie to nic ci się nie stanie – na koniec uśmiechnął się do niej przekonywującą, ale nie podziałało.
Pokiwała głową skonsternowana. Jak on mógł?! Bez jej zgody! No okej, chciał ją chronić, ale nie może tak postępować i to jeszcze bez uprzedzenia. Jeszcze da mu nauczkę!
- Ach tak. Niklausie Mikaelson widzę, że twoja samolubność doprowadziła cię aż do tego stopnia, że postanowiłeś BEZ MOJEJ WIEDZY spakować wszystkie moje rzeczy i przenieść je tutaj pod pretekstem „ochrony”, kryjącej się za znaczeniem słów „bo tak będzie lepiej”.
Ofuknęła go i dumnym krokiem pomaszerowała schodami na piętro. Weszła do jakiegoś pokoju w poszukiwaniu swoich rzeczy. Okazało się, że dobrze trafiła, pokój był „jej”.
Co tu dużo mówić, pokój był przeuroczy. Drewniane skosy dodawały akcentu, ściany miały kolor przełamanej bieli. Okna zasłaniały beżowe zasłony, w rogu pokoju stał wygodny fotel z białym obiciem, a obok niego podnóżek. W samym centrum pokoju stało duże, można by rzec królewskie łoże z baldachimem, wręcz zapraszało by się na nie rzucić i zapaść się w miękkość śnieżnobiałej pościeli. Obok łóżka stała drewniana szafka nocna, a na niej lampka.
W chwili gdy stanęła w progu pokoju nie mogła uwierzyć. Był tak piękny i przytulny, aż miała ochotę tam zamieszkać. Złość na Klausa trochę jej już minęła, biorąc pod uwagę, jak wyglądała sypialnia.
- I jak ci się podoba? – usłyszała chrapliwy głos przy swoim uchu, Pierwotny stał za nią i jedną ręką obejmował ją w talii.
Pokręciła głową, tak trudno w tej chwili było dobrać jej słowa.
- Klaus, jest… piękny.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – zaczął całować ją po szyi, schodząc coraz niżej do obojczyka.
- Ale to nie znaczy, że nie jestem na ciebie zła! – obróciła się w jego stronę żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Wiem, przepraszam, powinienem był się zapytać wcześniej – spojrzała na niego podejrzliwie.
- Czyżby Klaus Mikaelson przepraszał? Nie wierzę! – teatralnie zakryła usta dłonią, co wywołało jego chichot.
Objął ją i zaczął prowadzić w stronę łóżka.
- Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - rzucił ją na łóżko.
- No nie wiem, no nie wiem. Muszę się zastanowić.
Zaczął namiętnie całować jej usta, nie dając im już nic więcej powiedzieć. Jego usta powędrowały na szyję, obsypując ją drobnymi pocałunkami zostawiał na niej swoje słodkie ślady. Kiedy jego ręce powędrowały pod jej koszulkę, oczekując czegoś więcej, dziewczyna przerwała te zamiary ze śmiechem odnajmując:
- Ale przecież mieliśmy iść na kolację!
Klaus posłał jej spojrzenie drapieżnika, co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło. Wreszcie oderwał swoje łapczywe usta od jej szyi i spojrzał w jej oczy, jemu również udzielił się jej humor i sam zaniósł się śmiechem.
- Caroline, jesteś niemożliwa.
To było takie normalne. Nie martwiąc się niczym, zanosząc się gromkim śmiechem, leżeli sobie na łóżku we dwoje.
- To jak, dokąd mnie tym razem zabierasz, panie Mikaelson?
Lewy kącik jego ust powędrował do góry.
- To będzie niespodzianka – dał jej szybkiego buziaka i wyszedł z pokoju, zostawiając Caroline samą na łóżku i echo śmiechu ciągnące się za nim, aż po jego sypialnie.
Wampirzyca jeszcze przez chwilę leżała na łóżku. Było tak wygodne, że nie chciało się z niego schodzić! Potem poszła do łazienki (swojej własnej!) wziąć kąpiel. Łazienka była urządzona w podobnym stylu co sypialnia, dominowały odcienie bieli i beżu.
Po relaksującej kąpieli przyszedł czas na wybranie kreacji. Zdecydowała się na zwiewną, niebieską sukienkę sięgającą do połowy uda, odciętą w talii czarnym pasem i czarne szpilki. Do tego wzięła marynarkę, bo powoli zaczynało się robić chłodno na dworze. Zakręciła loki i zrobiła lekki makijaż. Była gotowa. Wyszła z pokoju, usłyszała głosy z kuchni, więc kierując się nimi zeszła na dół.
Przy barku stał nonszalancko oparty Klaus, ubrany w idealnie skrojony, czarny garnitur. Ciemna koszula miała rozpiętych kilka pierwszych guzików, co dodawało mu więcej swobody. Rozmawiał z Elijahem, ale kiedy tylko dostrzegł Caroline schodzącą po schodach jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz, a oczy świeciły jak gwiazdy, wyrażając zachwyt.
Pomimo iż stała na ostatnim stopniu schodów, to i tak nie dorównywała mu wzrostem.
- Caroline… - wymruczał i podał jej ramię.

- Klaus… - chwyciła jego ramię i ruszyli w stronę samochodu.

środa, 27 kwietnia 2016

Rodzdział 12

Zaskakujące, jak wiele może się zmienić w tak krótkim odstępie czasu.
Dopiero Caroline była zwykłą licealistką, której jedynym problemem był wybór sukni na bal. Potem stała się wampirem pijącym krew, ale to był tylko wierzchołek góry lodowej dziwnych zdarzeń. Następnie poznała Pierwotnego, który wywrócił jej  życie do góry nogami, sto razy bardziej niż sam fakt stania się wampirem. I chociaż ich znajomość chwilami wydawała się absurdem, to im dłużej ciągnęło się to szaleństwo, tym bardziej wciągało Caroline do siebie i nie chciało uwolnić ze swojej pajęczej sieci. W dwóch słowach, zakochiwała się i to z dnia na dzień co raz mocniej w człowieku, a raczej hybrydzie, do której nie powinna nic czuć. Wszyscy bali się i unikali go jak ognia, ale to właśnie ten ogień ciągnął ją do niego najmocniej.
Ale nawet w bajce nie dzieją się same przyjemne rzeczy.
Mieli kłopoty. Groziło im wielkie niebezpieczeństwo ze strony łowców Alavler. I chociaż zagrożenie nie dotyczyło bezpośrednio Caroline, a rodziny Pierwotnych to nie wyobrażała sobie zostawić ich z tym samych, tak się nie robi. Musiała im pomóc, w końcu miała o kogo walczyć.
Znajdowali się teraz w salonie Rachel, obmyślając skuteczny plan,  jak wciągnąć czarownice do kręgu łowców i zdobyć potrzebne informacje. Chociaż Crow nie paliła się by tam pójść, to została zmuszona ze względu na powagę sytuacji.
- Przecież od tak tam nie wejdę! – wykrzyczała Rachel.
- Ktoś musi, a tak się składa, że tym kimś jesteś ty – Rebekah wbiła podłe spojrzenie w wiedźmę.
- Ale ja nawet nie wiem co oni o mnie myślą. A jeśli uznają mnie za zdrajcę? Albo znowu podadzą mi serum... – w tym miejscu warga dziewczyny zaczęła lekko zadrżeć, próbowała to opanować i napiła się herbaty.
Caroline widziała, że Klaus bił się z myślami. Nie chciał narażać Rachel, ale musiał bo na szali stało również życie jego i jego rodzeństwa.
Wampirzyca wpadła na pomysł.
- A gdybyś znowu została ich wtyczką?
Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę dziewczyny.
- Jak to? To chyba niemożliwe. Serum...
Caroline nie dała czarownicy dokończyć.
- Jeśli dobrze rozumiem. Serum działa w ten sposób, że ktoś może wejść do twojego umysłu szukając prawdy.
- I wykryć kłamstwo. Caroline, moja droga my już to wiemy – Rebekah przewróciła oczami.
- Cicho. Daj jej dokończyć – zganił ją Klaus.
- A jeśli Rachel w głowie będzie miała jedną wersje zdarzeń, która w jej przekonaniu będzie prawdą to łowcy jej uwierzą.
- Więc sugerujesz, że mamy użyć uroku na Rachel i przekona łowców – Elijah podrapał się po brodzie w zamyśleniu – Całkiem dobry pomysł, ale nawet jeśli by wypalił to nie odstępowali by jej na krok, przecież nie ryzykowaliby kolejnego niepowodzenia. Więc jak mielibyśmy śledzić jej poczynania?
Caroline pogrążyła się w rozmyślaniach, z czego wyrwał ją głos Klausa.
- Potrzebna nam czarownica, kolejna. Może mogłaby stworzyć coś w rodzaju komunikatora między nami a Rachel?
Dziewczyna pokiwała głową.
- No dobrze, ale czemu ja nie mogłabym tego zrobić? Przecież też jestem czarownicą i tak się składa, że nie najgorszą.
Uśmiechnęła się zawadiacko, na co Rebekah, która nie pała miłością do Crow przewróciła oczami mrucząc coś  pod nosem.
- Nie zapominajmy o tym, że łowcy to też czarodzieje. Potrafią wyczuć jeśli używałaś magii, a jeśli zrobi to ktoś inny to może łatwiej będzie to ukryć.
- Rachel, czy znasz jakąś inną, zaufaną czarownice? Nie możemy powierzyć tej sprawy byle komu.
Brunetka chwilę zastanowiła się, po czym wstała ze swojego fotela i udała się do pokoju obok.
Caroline wymieniła z Klausem porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje mieli spore obawy. I chociaż Pierwotny próbował to ukryć, to i tak wiedziała, że się boi. Uścisnęła lekko jego dłoń, odwzajemnił uścisk, uśmiechając się odrobinę.
Tę słodką chwilę czułości przerwała im Rachel wparowując do salonu ze skórzanym notesem w ręku.
- Myślę, że znalazłam kogoś odpowiedniego. To moja przyjaciółka, jest dla mnie prawie jak siostra. Muszę tylko wysłać jej wiadomość.
- Dobrze. Daj nam znać, jak się z nią porozumiesz. Tymczasem muszę już iść, mam coś do załatwienia.
Elijah wstał.
- Pojadę z tobą, też coś mam do roboty – Rebekah również wstała - Widzimy się w domu – zwróciła się do pary siedzącej na sofie i razem z bratem wyszła.
Humor czarownicy od razu zmienił się po wyjściu pierwotnej blondynki, odetchnęła, wyprostowała się i posłała nieśmiały uśmiech w stronę pary, a raczej tylko w stronę Klausa.
- Mam nadzieję, że wpadniecie do mnie na urodziny. Zaproszę też Lisę, będziecie mieli okazję ją poznać.
- Twoją przyjaciółkę? – odezwał się Pierwotny.
- Tak – pokiwała głową – Urządzę największy bal, jaki widziało to miasto! I myślę, że nawet uda mi się przebić te, które ty niegdyś wyprawiałeś, Nik.
Jej wesołość była zaskakującą odmianą od tego jak zachowywała się zaledwie chwilę wcześniej. Caroline jej nie ufała, ale jeśli miała im pomóc, to w pewnym stopniu musiała to zrobić.
- No nie wiem, zobaczymy – odparł Klaus, widocznie nie miał ochoty na gatkę-szmatkę – Jesteś pewna co do tej swojej przyjaciółki? Można jej zaufać?
- Myślę, że tak. Zawsze jej ufałam, tak jak ona mi – znowu przybrała monotonny głos, tracąc swoją wcześniejszą wesołość  – Jest naprawdę dobrą czarownicą, może nawet lepszą ode mnie.
- Skoro tak, to mamy pewność, że możemy polegać na jej umiejętnościach – Będziemy się już zbierać.
Wstał i podał dłoń Caroline, którą dziewczyna ujęła delikatnie i wstała z sofy.
- Dobrze, w takim razie odprowadzę was.
Korytarz był dość wąski jak na taką rezydencję, więc Klaus zmuszony był puścić rękę dziewczyny.
Gdy byli już w połowie korytarza blondynka przypomniała sobie o torebce, którą zostawiła na sofie i wróciła po nią. Rachel poszła za nią, a Klaus udał się już do samochodu.
Wzięła torbę z kanapy i już miała zamiar wychodzić, kiedy Rachel niespodziewanie złapała ją za rękę. Na krótki moment jej oczy zasnuły się mgłą, co było bardzo niepokojące, ale trwało tylko kilka sekund.
Spojrzała się na wampirzyce szeroko otwartymi oczami.
- Nastanie dzień kiedy własna siła cię przerośnie, a ktoś kogo kochasz najmocniej wpadnie w pułapkę bez wyjścia. Ta miłość zmieni was oboje, nie na dobre. Bój się, wampirzyco bo kiedy zegar wybije godzinę śmierci nie będziesz jedyną cierpiącą.

Po czym puściła jej rękę i przerażona wpatrywała się w swoje dłonie. Caroline wybiegła z pokoju, pozostawiając tam echo mrocznej przepowiedni.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I tak oto jest rozdział 12 po długiej przerwie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś odwiedza tego bloga, jeśli tak zostawcie komentarze, a będę miała motywację do napisania kolejnego!

Wasza Horney Morket

Translate