Adres Rachel napisany był na zaproszeniach, które dziś rano
do domu przyniósł listonosz. O dziwo, było ich cztery. Dla Caroline i
pierwotnego rodzeństwa. Skąd Rachel
wiedziała gdzie są? Ach tak, pewnie użyła do tego magii – pomyślała dziewczyna.
Do jej domu pojechali osobno Klaus i Caroline, Fordem
mężczyzny, a Rebekah i Elijah BMW, którym przyjechali. W trakcie jazdy,
dziewczyna zapytała:
- Myślisz, że będzie chciała nam pomóc?
- Nie ma wyboru. Już wystarczająco dużo nabroiła, teraz musi
to naprawić.
- Kiedy o niej wspomniałam, Rebekah i Elijah niezbyt dobrze
zareagowali. W sumie mnie to nie dziwi, ale bardziej zastanawia mnie twoja
reakcja, na to kiedy spotkaliśmy ją w restauracji. Nie wydawałeś się zły,
bardziej bym powiedziała, że ucieszył cię jej widok.
Pierwotny na chwilę się zamyślił. W tym czasie ona poprawiła
się na siedzeniu i włączyła radio bo jak dotąd panowała cisza. Leciała jakaś
wesoła, popowa piosenka, ale szybko zmieniła stację. Jakoś nie miała humoru na
tego rodzaju muzykę. Tym razem leciała spokojna piosenka, można by rzec, że
smutna. Caroline nie zmieniała już stacji.
- Rachel była dla mnie jak siostra, ale tylko dla mnie.
Rebekah i Elijah, owszem lubili ją, ale nic poza tym. Kol potraktował ją jak
żywą zabawkę. Kiedy nasłała na naszą rodzinę łowców, byłem wściekły. Chciałem
ją zabić za to, że nas zdradziła. Ale kiedy do niej przyszedłem, zastałem ją zapłakaną, leżącą na
podłodze z nadgarstkami we krwi. Chciała odebrać sobie życie. Chociaż wcześniej
planowałem ją zabić za zdradę, to kiedy to ujrzałem, uleczyłem ją.
Takiego zwrotu akcji dziewczyna się nie spodziewała. Była w
szoku. Nie odezwała się, chciała żeby Klaus dokończył swoją opowieść.
- Przyrzekała, że chciała tylko zemścić się na Kolu, ale
łowcy za pomocą magii wyciągnęli z niej wszystkie informacje o naszej rodzinie
i postanowili działać.
- Jak to magią? W końcu taka potężna z niej czarownica. Nie
mogła się obronić?
- Łowcy podczas przesłuchań stosują serum prawdy.
Caroline zaczęła się śmiać.
- Serum prawdy, serio? To wydaję się być takie nierealne,
jak z filmu.
Klaus spojrzał na dziewczynę z ukosa, ale z jednym kącikiem
ust w górze.
- Dokładnie tak jak wampiry, wilkołaki i wiedźmy. Caroline,
chociaż mam ponad 1000 lat, to jest jeszcze wiele rzeczy, których nie
widziałem. Świat potrafi zaskoczyć.
- Rozumiem – zmarszczyła brwi – Skoro tak, to jak powstało
to serum?
- Dzięki bardzo potężnej magii. Starszyzna łowców stworzyła
go w celu badania kandydatów na końcowym egzaminie.
- Co?
- Tak jak ci mówiłem. Łowcy to czarownicy, szkoleni od
dziecka w specjalnych ośrodkach. Na koniec takiego szkolenia odbywa się
egzamin sprawdzający ich umiejętności. Serum umożliwia im sprawdzenie
kandydata na wylot. Poznanie jego najskrytszych tajemnic, pragnień i lęków.
Jednym słowem penetrują umysł tak głęboko, że u niektórych pozostają ślady.
Chociaż teoretycznie powinna być przeciwko łowcom to i tak,
wezbrał się w niej gniew.
- Tak nie można, to nieludzkie!
- Właśnie dlatego przebaczyłem Rachel i pomogłem jej uciec.
- Pomogłeś jej uciec?
- Nikomu o tym nie powiedziałem – spojrzał się jej w oczy,
zrozumiała. Od teraz dzielili tę tajemnice razem.
Z powodu zawrotnej prędkości, z jaką hybryda prowadził
samochód byli na miejscu przed czasem. Nie widać było jeszcze pozostałego
rodzeństwa.
Pierwotny zgasił silnik. Tym razem Caroline dała sobie radę
z rozpięciem pasów. Odwróciła się na siedzeniu w stronę mężczyzny.
- Czy przez ten cały czas utrzymywaliście kontakt?
- Spotkaliśmy się parę razy. Wciąż bałem się, że jest
śledzona przez łowców, dlatego nasze spotkania były rzadkie i tajne, co
znaczy, że moje rodzeństwo też o tym nie wiedziało.
Potajemne spotkania,
jak romantycznie…
- Tak się tylko zastanawiam. Czy wy kiedyś? No wiesz… -
poruszyła brwiami do góry.
Zmarszczył brwi, a dopiero wtedy kiedy zrozumiał o co jej
chodziło wybuchnął śmiechem.
- Nie. Przecież ci mówiłem, że jest dla mnie jak siostra.
- No tak – podrapała się po głowie – Tak tylko chciałam się
zapytać, z ciekawości.
- Z ciekawości? – uśmiechnął się ironicznie.
- Dokładnie – upierała się przy swoim, chociaż było jej
trochę głupio.
Spojrzała w boczne lusterko. Reszta już nadjechała. Wysiedli
z samochodu i udali się do domu, a raczej rezydencji Rachel.
Była ogromna. Piętrowa z białymi kolumnami. Ściany wyłożone
były jasnym kamieniem, dach był szary. Białe okna i balustrady balkonów i
tarasu wyglądały jednocześnie nowocześnie i ładnie.
Trawa, zielona i idealnie przystrzyżona. Oprócz niej był
jeszcze kolorowy ogród obok domu i jezioro.
Weszli do środka, podczas gdy Caroline podziwiała
architekturę i ogród. Ale nie po to tu przyszli. Chcieli żeby Rachel została
ich szpiegiem.
Przeszli przez bramę, która zresztą była otwarta, tak jakby
spodziewała się gości. Jak na taką rezydencję nigdzie nie było widać ochrony,
ani strażników. Drzwi wejściowe również były otwarte, ale nie dla nich. Musieli
czekać aż ktoś ich zaprosi.
Po chwili usłyszeli dobiegający z głębi domu kobiecy głos.
- Wejdźcie, już nalewam herbaty.
I faktycznie, gdy weszli do salonu, Rachel pochylona nad
stolikiem nalewała herbatę do pięciu kubków.
Ubrana była w jasną sukienkę z długimi, luźnymi rękawami,
usianą drobnymi, błyszczącymi cekinami odciętą w talii ciemno brązowym pasem i
buty na koturnie. Ciemne fale luźno spływały na jej ramiona, a brązowe oczy
miała obrysowane czarną kredką.
Gdy już skończyła stanęła naprzeciwko nich.
- Elijah, Rebekah miło mi was znowu widzieć. Minęło sporo
czasu.
- Rachel – Elijah tylko skinął głową.
- Widzę, że porzuciłaś styl służącej – Rebekah zmierzyła
wzrokiem i uśmiechnęła się wrednie –
Szkoda, bardziej ci pasował.
Rachel nie odpowiedział, tylko na moment zacisnęła usta w
wąską linię, po czym zwróciła się do Klausa z uśmiechem.
- Niklaus, cieszę się, że przyszedłeś.
- Musimy porozmawiać, Rachel. Chyba domyślasz się czemu
przyjechaliśmy, skoro czekałaś.
- Tak, tak. Proszę, usiądźcie – wskazała gościom kanapę.
Kiedy dziewczyna przechodziła obok czarownicy, ta dotknęła
lekko jej ramienia. Zmarszczyła na ułamek sekundy brwi, po czym wróciła do
normalnego stanu i powiedziała:
- Ciebie też miło widzieć, Caroline.
Wampirzyca nic nie odpowiedziała tylko skinęła głową. Nie
ufała Rachel, pomimo iż wiedziała, że Klaus jej ufa. Po prostu miała wrażenie,
że coś nie tak z tą dziewczyną.
Zajęli miejsca na kanapie i fotelach.
- A więc do rzeczy. Potrzebujemy twojej pomocy, Rachel –
odezwał się Klaus.
Czarownica tylko pokiwała głową i popijała herbatę.
- Może więcej szczegółów?
- Alavler pracuje nad naszym unicestwieniem – odezwał się Elijah.
Swoją wypowiedzią przykuł uwagę czarownicy, która odłożyła
herbatę, a na jej twarzy pojawił się wyraz skupienia.
Zaczęli swoją opowieść. Powiedzieli jej wszystko co o tej
sprawie było im wiadomo.
- Czułam, że to coś dużego i jest związane z łowcami, ale
nie myślałam, że aż tak - brunetka pokiwała głową w zamyśleniu.
- Dokładnie. Musisz nam pomóc. W końcu jesteś nam to winna,
to ty ich na nas sprowadziłaś – widać było, że Rebekah wciąż chowa urazę.
Caroline wydawało się, że przez krótką chwilę zobaczyła na
twarzy czarownicy, jakby wspomnienie bólu.
- Ale ja nie mam już żadnych dojść. Nie wiem czy mogę wam
pomóc. Przecież oni nie przyjmą mnie do siebie z powrotem.
- Chyba nie masz wyboru – Klaus posłał jej poważne
spojrzenie.
Wstała od stołu.
- Chyba powinniście już iść.
Rebekah również wstała. Powolnym krokiem podeszła do
brunetki na swoich 10-cio centymetrowych obcasach.
- Sprawa jest prosta. Albo grzecznie nam pomożesz, albo do
cholery skończysz gorzej niż łowcy, których na nas nasłałaś - uśmiechnęła się do niej, ale w jej uśmiechu nie było ani
grama wesołości. Wbiła w nią poważny, wręcz wygłodniały wzrok. Tak jakby
chciała pożreć ją żywcem.
Chociaż Rachel próbowała nie dać po sobie poznać, że się boi,
to Caroline zauważyła, że jej serce, jak i oddech przyśpieszyły.
Teraz wstali już wszyscy.
- To nie są żarty, Rachel – Caroline zabrała głos – Sprawa jest
poważna.
- Wiem, ale oni przecież nie przyjmą mnie do siebie z
otwartymi ramionami.
- To będziesz musiała się postarać – powiedział Klaus
twardo.
We wzroku czarownicy jakby coś się zmieniło. Było jej…
przykro? Caroline nie umiała tego zinterpretować.