Playlist

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 11

Adres Rachel napisany był na zaproszeniach, które dziś rano do domu przyniósł listonosz. O dziwo, było ich cztery. Dla Caroline i pierwotnego rodzeństwa. Skąd Rachel wiedziała gdzie są? Ach tak, pewnie użyła do tego magii – pomyślała dziewczyna.
Do jej domu pojechali osobno Klaus i Caroline, Fordem mężczyzny, a Rebekah i Elijah BMW, którym przyjechali. W trakcie jazdy, dziewczyna zapytała:
- Myślisz, że będzie chciała nam pomóc?
- Nie ma wyboru. Już wystarczająco dużo nabroiła, teraz musi to naprawić.
- Kiedy o niej wspomniałam, Rebekah i Elijah niezbyt dobrze zareagowali. W sumie mnie to nie dziwi, ale bardziej zastanawia mnie twoja reakcja, na to kiedy spotkaliśmy ją w restauracji. Nie wydawałeś się zły, bardziej bym powiedziała, że ucieszył cię jej widok.
Pierwotny na chwilę się zamyślił. W tym czasie ona poprawiła się na siedzeniu i włączyła radio bo jak dotąd panowała cisza. Leciała jakaś wesoła, popowa piosenka, ale szybko zmieniła stację. Jakoś nie miała humoru na tego rodzaju muzykę. Tym razem leciała spokojna piosenka, można by rzec, że smutna. Caroline nie zmieniała już stacji.
- Rachel była dla mnie jak siostra, ale tylko dla mnie. Rebekah i Elijah, owszem lubili ją, ale nic poza tym. Kol potraktował ją jak żywą zabawkę. Kiedy nasłała na naszą rodzinę łowców, byłem wściekły. Chciałem ją zabić za to, że nas zdradziła. Ale kiedy do niej przyszedłem, zastałem ją zapłakaną, leżącą na podłodze z nadgarstkami we krwi. Chciała odebrać sobie życie. Chociaż wcześniej planowałem ją zabić za zdradę, to kiedy to ujrzałem, uleczyłem ją.
Takiego zwrotu akcji dziewczyna się nie spodziewała. Była w szoku. Nie odezwała się, chciała żeby Klaus dokończył swoją opowieść.
- Przyrzekała, że chciała tylko zemścić się na Kolu, ale łowcy za pomocą magii wyciągnęli z niej wszystkie informacje o naszej rodzinie i postanowili działać.
- Jak to magią? W końcu taka potężna z niej czarownica. Nie mogła się obronić?
- Łowcy podczas przesłuchań stosują serum prawdy.
Caroline zaczęła się śmiać.
- Serum prawdy, serio? To wydaję się być takie nierealne, jak z filmu.
Klaus spojrzał na dziewczynę z ukosa, ale z jednym kącikiem ust w górze.
- Dokładnie tak jak wampiry, wilkołaki i wiedźmy. Caroline, chociaż mam ponad 1000 lat, to jest jeszcze wiele rzeczy, których nie widziałem. Świat potrafi zaskoczyć.
- Rozumiem – zmarszczyła brwi – Skoro tak, to jak powstało to serum?
- Dzięki bardzo potężnej magii. Starszyzna łowców stworzyła go w celu badania kandydatów na końcowym egzaminie.
- Co?
- Tak jak ci mówiłem. Łowcy to czarownicy, szkoleni od dziecka w specjalnych ośrodkach. Na koniec takiego szkolenia odbywa się egzamin sprawdzający ich umiejętności. Serum umożliwia im sprawdzenie kandydata na wylot. Poznanie jego najskrytszych tajemnic, pragnień i lęków. Jednym słowem penetrują umysł tak głęboko, że u niektórych pozostają ślady.
Chociaż teoretycznie powinna być przeciwko łowcom to i tak, wezbrał się w niej gniew.
- Tak nie można, to nieludzkie!
- Właśnie dlatego przebaczyłem Rachel i pomogłem jej uciec.
- Pomogłeś jej uciec?
- Nikomu o tym nie powiedziałem – spojrzał się jej w oczy, zrozumiała. Od teraz dzielili tę tajemnice razem.
Z powodu zawrotnej prędkości, z jaką hybryda prowadził samochód byli na miejscu przed czasem. Nie widać było jeszcze pozostałego rodzeństwa.
Pierwotny zgasił silnik. Tym razem Caroline dała sobie radę z rozpięciem pasów. Odwróciła się na siedzeniu w stronę mężczyzny.
- Czy przez ten cały czas utrzymywaliście kontakt?
- Spotkaliśmy się parę razy. Wciąż bałem się, że jest śledzona przez łowców, dlatego nasze spotkania były rzadkie i tajne, co znaczy, że moje rodzeństwo też o tym nie wiedziało.
Potajemne spotkania, jak romantycznie…
- Tak się tylko zastanawiam. Czy wy kiedyś? No wiesz… - poruszyła brwiami do góry.
Zmarszczył brwi, a dopiero wtedy kiedy zrozumiał o co jej chodziło wybuchnął śmiechem.
- Nie. Przecież ci mówiłem, że jest dla mnie jak siostra.
- No tak – podrapała się po głowie – Tak tylko chciałam się zapytać, z ciekawości.
- Z ciekawości? – uśmiechnął się ironicznie.
- Dokładnie – upierała się przy swoim, chociaż było jej trochę głupio.
Spojrzała w boczne lusterko. Reszta już nadjechała. Wysiedli z samochodu i udali się do domu, a raczej rezydencji Rachel.
Była ogromna. Piętrowa z białymi kolumnami. Ściany wyłożone były jasnym kamieniem, dach był szary. Białe okna i balustrady balkonów i tarasu wyglądały jednocześnie nowocześnie i ładnie.
Trawa, zielona i idealnie przystrzyżona. Oprócz niej był jeszcze kolorowy ogród obok domu i jezioro.
Weszli do środka, podczas gdy Caroline podziwiała architekturę i ogród. Ale nie po to tu przyszli. Chcieli żeby Rachel została ich szpiegiem.
Przeszli przez bramę, która zresztą była otwarta, tak jakby spodziewała się gości. Jak na taką rezydencję nigdzie nie było widać ochrony, ani strażników. Drzwi wejściowe również były otwarte, ale nie dla nich. Musieli czekać aż ktoś ich zaprosi.
Po chwili usłyszeli dobiegający z głębi domu kobiecy głos.
- Wejdźcie, już nalewam herbaty.
I faktycznie, gdy weszli do salonu, Rachel pochylona nad stolikiem nalewała herbatę do pięciu kubków.
Ubrana była w jasną sukienkę z długimi, luźnymi rękawami, usianą drobnymi, błyszczącymi cekinami odciętą w talii ciemno brązowym pasem i buty na koturnie. Ciemne fale luźno spływały na jej ramiona, a brązowe oczy miała obrysowane czarną kredką.
Gdy już skończyła stanęła naprzeciwko nich.
- Elijah, Rebekah miło mi was znowu widzieć. Minęło sporo czasu.
- Rachel – Elijah tylko skinął głową.
- Widzę, że porzuciłaś styl służącej – Rebekah zmierzyła wzrokiem i  uśmiechnęła się wrednie – Szkoda, bardziej ci pasował.
Rachel nie odpowiedział, tylko na moment zacisnęła usta w wąską linię, po czym zwróciła się do Klausa z uśmiechem.
- Niklaus, cieszę się, że przyszedłeś.
- Musimy porozmawiać, Rachel. Chyba domyślasz się czemu przyjechaliśmy, skoro czekałaś.
- Tak, tak. Proszę, usiądźcie – wskazała gościom kanapę.
Kiedy dziewczyna przechodziła obok czarownicy, ta dotknęła lekko jej ramienia. Zmarszczyła na ułamek sekundy brwi, po czym wróciła do normalnego stanu i powiedziała:
- Ciebie też miło widzieć, Caroline.
Wampirzyca nic nie odpowiedziała tylko skinęła głową. Nie ufała Rachel, pomimo iż wiedziała, że Klaus jej ufa. Po prostu miała wrażenie, że coś nie tak z tą dziewczyną.
Zajęli miejsca na kanapie i fotelach.
- A więc do rzeczy. Potrzebujemy twojej pomocy, Rachel – odezwał się Klaus.
Czarownica tylko pokiwała głową i popijała herbatę.
- Może więcej szczegółów?
- Alavler pracuje nad naszym unicestwieniem – odezwał się Elijah.
Swoją wypowiedzią przykuł uwagę czarownicy, która odłożyła herbatę, a na jej twarzy pojawił się wyraz skupienia.
Zaczęli swoją opowieść. Powiedzieli jej wszystko co o tej sprawie było im wiadomo.
- Czułam, że to coś dużego i jest związane z łowcami, ale nie myślałam, że aż tak - brunetka pokiwała głową w zamyśleniu.
- Dokładnie. Musisz nam pomóc. W końcu jesteś nam to winna, to ty ich na nas sprowadziłaś – widać było, że Rebekah wciąż chowa urazę.
Caroline wydawało się, że przez krótką chwilę zobaczyła na twarzy czarownicy, jakby wspomnienie bólu.
- Ale ja nie mam już żadnych dojść. Nie wiem czy mogę wam pomóc. Przecież oni nie przyjmą mnie do siebie z powrotem.
- Chyba nie masz wyboru – Klaus posłał jej poważne spojrzenie.
Wstała od stołu.
- Chyba powinniście już iść.
Rebekah również wstała. Powolnym krokiem podeszła do brunetki na swoich 10-cio centymetrowych obcasach.
- Sprawa jest prosta. Albo grzecznie nam pomożesz, albo do cholery skończysz gorzej niż łowcy, których na nas nasłałaś - uśmiechnęła się do niej, ale w jej uśmiechu nie było ani grama wesołości. Wbiła w nią poważny, wręcz wygłodniały wzrok. Tak jakby chciała pożreć ją żywcem.
Chociaż Rachel próbowała nie dać po sobie poznać, że się boi, to Caroline zauważyła, że jej serce, jak i oddech przyśpieszyły.
Teraz wstali już wszyscy.
- To nie są żarty, Rachel – Caroline zabrała głos – Sprawa jest poważna.
- Wiem, ale oni przecież nie przyjmą mnie do siebie z otwartymi ramionami.
- To będziesz musiała się postarać – powiedział Klaus twardo.

We wzroku czarownicy jakby coś się zmieniło. Było jej… przykro? Caroline nie umiała tego zinterpretować.

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 10

Oderwali się od siebie w mgnieniu oka, a Caroline zeszła z blatu. Było jej okropnie głupio.
- Moje drogie rodzeństwo. Nie spodziewałem się was tutaj – w słowach pierwotnego czuć było zirytowanie.
- Cóż, my też nie spodziewaliśmy się zastać was w takiej sytuacji – odpowiedziała Rebekah – Ale ostatecznie cieszę się z takiego obrotu spraw – uśmiechnęła się porozumiewawczo i puściła oko do dziewczyny.
- A teraz do rzeczy. Po co tu przyjechaliście? – powiedział Klaus ze sztucznym uśmiechem.
Pomimo iż pierwotny kochał swoje rodzeństwo to nie lubił jak ktoś mu w czymś przeszkadza, a zwłaszcza w czymś takim.
- Mamy kłopoty, bracie – tym razem odezwał się Elijah.
Caroline spostrzegła jak Klaus wciąga głęboko powietrze.
- Zatem czego się napijecie? – pierwotny próbował udawać beztroskę, ale dziewczyna i tak wiedziała, że był zdenerwowany. Wskazał gościom kanapę.
- Myślę, że whisky będzie odpowiednia – odezwała się siostra Mikaelson.
W tym domu nigdy nie jest za wcześnie na alkohol... pomyślała Caroline.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, natomiast gospodarz nalał każdemu po drinku.
- Co się dzieje?
Rzeczowy ton pierwotnego aż wywołał u niej ciarki.
- Jak pewnie wiesz od Caroline, jakiś czas temu przyjechałem do Paryża, a to dlatego, że doszły mnie słuchy, że Alavler planują zemstę. Więc osobiście postanowiłem zobaczyć czy w tych plotkach kryje się ziarno prawdy – tu pierwotny westchnął i upił łyk bursztynowego płynu – Niklaus, mamy kłopoty i to poważne. Jest ich dwa razy więcej niż ostatnio. Zwerbowali nowych członków, a ich celem jest unicestwienie wszystkich wampirów z całego świata. Żeby to się stało wystarczy zabić nas.
 Alavler... to pewnie ci łowcy, których sprowadziła na ich rodzinę Rachel.
- Elijah, oni nie mogą nas zabić. Jedyna broń, z pomocą której mogliby to zrobić jest już dawno zniszczona.
Klaus patrzył na swojego brata poważnym wzrokiem. Bał się. Chociaż nie było broni, przez którą mogliby zginąć, on i tak się bał, Caroline widziała to w jego oczach.
- Właśnie w tym rzecz, Nik – tym razem głos zabrała Rebekah – Mam tam swoją wtyczkę. Pracują nad zaklęciem. Chcą połączyć nasze dusze w jedną i umieścić je w krysztale, a potem zniszczyć.
W jednej chwili Klaus poderwał się na równe nogi i wściekły wydał z siebie krzyk.
Jak do tej pory dziewczyna siedziała cicho, chyba przez to w jakich okolicznościach pierwotne rodzeństwo zastało ją i Klausa, ale teraz postanowiła zabrać głos.
- Nie możemy po prostu uciec? – przyciągnęła na siebie wszystkie spojrzenia rodziny Mikaelsonów – Dajmy im tego czego chcą. Opuśćmy Francję, a może się odczepią.
- Nie jesteśmy szczurami, nie będziemy uciekać! – krzyknęła w odpowiedzi Rebekah – Nie poddajemy się. Przed nikim nie uchylimy głowy, a zwłaszcza przed jakimiś tam łowcami! Jesteśmy pierwotnymi do cholery!
Widać duma z własnej osoby rozpiera ją aż tak bardzo, że woli narażać swoje życie niż choć raz odpuścić.
- Uspokój się, siostro! – powiedział, a raczej wykrzyczał hybryda, zaczął niespokojnie krążyć dookoła nich, drapiąc się po brodzie.
- Więc co proponujesz? – tym razem to był najstarszy z tu obecnych.
- Może Caroline ma rację... Może tym razem warto odpuścić. Oddamy im Paryż, a w zamian za to będziemy mieli spokój.
- Normalnie nie wierzę! Nik, czy ty siebie słyszysz?! Ty chcesz się poddać? Tak po prostu?
- Jeśli to będzie najbezpieczniejsza opcja dla nas wszystkich to tak.
Widząc reakcje Rebekah, Elijah starł się zapobiec kolejnemu wybuchowi złości.
- Te informacje nie są jeszcze na 100% pewne. Może na razie zachowajmy spokój – wyciągnął przed siebie ręce w pokojowym geście, lecz żadne z rodzeństwa nie chciało go słuchać.
- Rozumiem, że miłość zmienia ludzi – tu spojrzała się na najmłodszą wampirzycę – Ale nie takie zasady nam wpojono. Właśnie dlatego, że walczymy udało nam się przeżyć ponad 1000 lat – zacisnęła usta w wąską kreskę, odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Porozmawiam z nią – w ślad za pierwotną podążył Elijah.
Klaus stał do dziewczyny tyłem, dłonie oparł o parapet, a głowę miał spuszczoną w dół. Serce jej się krajało na ten widok. Był taki smutny. Tak jakby w tej chwili zdał sobie sprawę, że i on może umrzeć. Podeszła do niego i objęła go od tyłu w pasie, przytulając głowę do jego pleców. Poczuła jak jego ciało rozluźnia się pod jej dotykiem. Po chwili odwrócił się do niej przodem żeby móc ją lepiej przytulić. Dziewczyna też potrzebowała ukojenia. Wtuliła się w niego mocno przy okazji wdychając jego zapach. Myśl, że ktoś mógłby zabić Klausa...
- Poradzimy sobie jakoś.
- Wiem, nie przejmuj się kochana, coś wymyślę.
- Nie, Klaus – uniosła głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy – Powiedziałam, że sobie poradzimy. My. Ty i ja, jakoś damy radę. Wierzę w to.
Pierwotny nic nie powiedział tylko pocałował ją w czubek blond głowy.
Po kilku długich minutach, para usłyszała jak reszta pierwotnego rodzeństwa wraca do domu. Mężczyzna puścił wampirzycę, ale wciąż pozostał obok trzymając ją za rękę.
Gdy weszli do salonu Rebekah odezwała się jako pierwsza.
- Nik, przepraszam. Nie powinnam była się tak unosić.
- Powinnaś przeprosić nie tylko mnie – wskazał na dziewczynę przy swoim boku.
- Masz rację. Przepraszam Caroline. Na prawdę cieszę się z tego, że jesteście razem. Po prostu myśl, że komuś z nas mogłaby stać się krzywda...
- Przecież rozumiem. Dlatego powinniśmy zacząć działać, zbadać sprawę.
Caroline zauważyła jak spojrzenie jej wybranka (bo chyba mogła go tak ostatecznie nazwać) łagodnieje. Kochał swoją rodzinę, ponad wszystko, wiedziała to.
Elijah dotknął ramienia siostry, dodając jej tym otuchy i powiedział:
- Musimy zdobyć bardziej rzetelniejsze informacje. Kiedy będziemy pewni co do ich zamiarów to wymyślimy jakiś plan.
- Trzeba by znaleźć lepsze dojście, a kim jest twój informator, Rebekah? – odezwał się mężczyzna przy jej boku.
- To czarownica. Nie należy do Alavler, jest tak jakby wyrzutkiem. Nazywa się Monique Lacroix. Nie może wejść do środka, ale nadal ma kontakty.
- Przydał by się ktoś jeszcze – zamyślił się Elijah – Ktoś, kto łatwo mógłby wejść w ich szeregi.
- Może Rachel? – zaoferowała Caroline – W końcu była tak jakby członkiem tego sabatu.
Pierwotni na dźwięk imienia czarownicy patrzyli się po sobie z dziwnymi wyrazami twarzy.
- No co? – spojrzała na Klausa lekko zbita z pantałyku.
- Rachel Crow sprawiła naszej rodzinie wiele kłopotów – odezwał się Elijah.
- Nie wiemy nawet gdzie teraz jest. Pewnie leży na plaży na Bahamach i pije drinki z palemką nie przejmując się niczym – odezwała się „starsza” blondynka.
Dziewczyna i Klaus wymienili się spojrzeniami.
- Tak właściwie, to wiemy gdzie jest – Caroline zabrała głos.
Para wyjaśniła rodzeństwu całą sytuację, jaka miała ostatnio miejsce w restauracji. Opowiedzieli im również o przyjęciu, które ma mieć miejsce w piątek.
- Pewnie będzie się tam roiło od łowców – Rebekah przeszła z powrotem do stolika po swojego drinka- Ale tak, czy siak powinniśmy pójść.
Ostatnim stwierdzeniem przyciągnęła spojrzenia wszystkich obecnych.

- No co? Nie odpuszczę dobrej zabawy, nawet jeśli wlicza się w nią skopanie tyłków kilku łowców.
- Myślę, że powinniśmy najpierw porozmawiać z Rahel – Elijah założył swoją marynarkę. To chyba miało znaczyć, że jedziemy do niej od razu.
- Chętnie wpadnę się przywitać.
Tajemniczy uśmiech Rebeki podpowiedział dziewczynie, że to raczej nie będzie przyjazne powitanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moi drodzy!

Mam do was sprawę. Czy podoba się wam soundtrack do bloga? Co byście chcieli w nim zmienić? Podajcie swoje propozycje piosenek, które według was pasują do panującego u nas klimatu.

Pozdrawiam i czekam na propozycje, Wasza Horney Morket.




Czytasz? Komentuj!




wtorek, 9 lutego 2016

LBA po raz drugi!










Kochani, znowu zostałam nominowana do LBA, jak ktoś nie wie co to, to odsyłam was do mojej poprzedniej nominacji, gdzie mniej więcej przybliżyłam co to znaczy (http://klarolineff.blogspot.com/2016/01/hej-kochani-zostaam-nominowana-do.html).

Tym razem nominowała mnie Margo Delavinge (odsyłam was na jej blogi: http://szept-cieni-forever.blogspot.com/ oraz http://until-the-death-of-love.blogspot.com/). Oczywiście serdecznie dziękuje za to wyróżnienie.
No to zaczynamy!

Pytania od Margo:
  1. Co cię zainspirowało do założenia bloga?
  2. Jak długo prowadzisz bloga? 
  3. Czy aktualnie planujesz założyć nowego?
  4. Jakie etapy w pisaniu zauważyłaś od pierwszego posta? Czy może nic w Twoim stylu pisania się nie zmieniło? 
  5. Ile czasu zajmuję Ci napisanie bloga? 
  6. Czy czytelnicy motywują Cię do pisania? 
  7. Czy w przyszłości masz zamiar wydać książkę?
  8. Jaki jest Twoim zdaniem dobry przepis na bloga?
  9. Twój ulubiony blog na który często wchodzisz?
  10. Co myślisz o hejtach? 
  11. Czy spotkałaś się z krytyką na Twoim blogu? 


1. Tak, jak już mówiłam w poprzednim LBA, chciałam po prostu stworzyć nową historię o Klaroline i oto jest!

2. Szczerze to nie pamiętam dokładnie, ale jakoś tak od grudnia.

3. Myślę nad pewnym projektem, ale jeszcze zobaczymy.

4. Zdaje mi się, że piszę już trochę bardziej swobodniej i staram się żeby ten tekst była bardziej spójny, ale jak mi wychodzi to wy musicie ocenić ;)

5. Na jeden rozdział przypada kilka godzin. Trochę to pracochłonne.

6. Bardzo! Jak tylko przeczytam jakiś pozytywny komentarz to aż chcę mi się tańczyć ze szczęścia, tyle mi to daje. Właściwie gdyby nie te komentarze to pewnie dawno przestałabym już pisać, a tak to mam sporą motywacje.

7. Chciałabym!

8. No nie wiem. Myślę, że to pytanie to jeszcze nie do mnie bo nie jestem w tym aż taka dobra. Ale jak coś to dużo cierpliwości i wiary w siebie i swoje umiejętności. 


10. W internecie każdy jest silny i tyle.

11. Nie, ale jeśli takowa będzie to myślę, że jakoś to przyjmę i może da mi to coś do myślenia. 


Nominuję:




Pytania ode mnie:

1.Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałeś? 
2. Jaka jest twoja ulubiona para (książkowa, serialowa, z filmu)?
3. Od kiedy piszesz?
4. Co daje ci motywację do tego?
5. Skąd pomysł na bloga?
6. Co daje ci inspiracje?
7. Ulubiona książka?
8. Ulubiony gatunek literacki?
9. Pisząc słuchasz muzyki czy wolisz ciszę?
10. Ile zajmuje ci napisanie jednego rozdziału?
11. Masz zamiar wydać książkę w przyszłości?



sobota, 6 lutego 2016

Ogłoszenie

Kochani!
Chciałabym wam powiedzieć, że skoro teraz wróciłam do szkoły to będę miała coraz mniej czasu na pisanie. Kolejne rozdziały będą się pojawiać najczęściej w weekendy, być może i również na tygodniu, jak będę miała mniej nauki. Będę się starać pisać jak najwięcej. Proszę, nie zapomnijcie o mnie i odwiedzajcie "Podróż życia" co weekend.

Pozdrawiam, wasza Horney Morket

Rozdział 9

Chłodny wiatr owiał twarz Caroline, głęboko wciągnęła powietrze do płuc. Jest wiele plusów bycia wampirem, między innymi to, że można czuć bardziej, żyć bardziej intensywnie. Wszystkie doświadczenia są spotęgowane razy 10. Słuch, węch, dotyk, wszystkie emocje i uczucia. Nagle poczuła jak czyjeś dłonie obejmują ją wokół talii, oczywiście wiedziała do kogo one należą. Znała ich dotyk tak dobrze jak własne imię. Gdy był tak blisko niej czuła się jak w domu, jego silne ramiona obejmowały ją tak jak gdyby była najcenniejszym skarbem, sprawiały, że czuła się bezpiecznie. Dotyk jego ust na jej szyi pozostawiał po sobie słodkie ślady namiętności. Kolejny, tym razem silniejszy podmuch wiatru rozwiał włosy Caroline wokół twarzy. Pierwotny przestał całować szyję wampirzycy, zamiast tego po prostu przytulił swój policzek do jej czoła i razem w ciszy podziwiali rozciągającą się przed nimi panoramę Paryża z najwyższego piętra wieży Eiffla.






Stali tak dopóki wampirzyca nie usłyszała głosu pierwotnego tuż przy swoim uchu.
- Caroline…
Samo to, że wypowiedział jej imię w taki sposób wystarczyło by kolana się pod nią ugięły. W sposobie w jaki to zrobił dało się wyczuć dużą dozę czułości, delikatności i czegoś jeszcze…
Odwróciła swoją twarz ku jego twarzy. Przyjrzała się oczom w kolorze oceanu, które teraz tak intensywnie wpatrywały się w jej własne. Przyjrzała się jego twarzy, na której widniał już lekki, jednodniowy zarost, idealnie wykrojonym ustom, których miękkość wciąż śniła jej się po nocach. Przejechała dłonią po szorstkim policzku, zatrzymując się na wargach żeby dokładnie je obrysować kciukiem. Pierwotny delikatnie zmrużył oczy poddając się jej dotykowi. Sposób w jaki działała na niego Caroline bardzo jej się spodobał. Wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w usta.
Ich pocałunek początkowo był subtelny, niewinny i słodki. Z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej namiętny, dało się w nim wyczuć ogrom uczuć. Atmosfera w momencie dosłownie zgęstniała.
Zanim Caroline się obejrzała znajdowali się już w posiadłości Klausa. Która, trzeba przyznać robiła wrażenie, ale architektura nie była tym co najbardziej w tym momencie interesowało dziewczynę.
Obiekt jej atencji właśnie całował ją tak, że aż kręciło jej się w głowie. Była pewna, że następnego dnia na jej szyi pojawi się wielka malinka. Ale nie obchodziło jej to, nie w tej chwili. Liczyli się tylko oni dwoje. Zaczęła rozpinać jego koszulę. Powoli prowadził ją w stronę ogromnego łoża z baldachimem. Po drodze pozbyli się także jej sukienki.
Po mimo iż ta chwila pojawiała się w myślach i snach Caroline, dziewczyna miała obawy, ale pocałunki pierwotnego skutecznie odwróciły jej uwagę od zmartwień i nonsensów. Czuła, że w tej chwili ich relacja jest mocniejsza niż kiedykolwiek i wiedziała, że ta noc odmieni ich życie na zawsze.

Rano Caroline zbudziły promienie słońca padające prosto na nią. Z grymasem na twarzy przetarła oczy dłonią.
- Nie ruszaj się bo wszystko zepsujesz.
Spojrzała się w stronę, z której dochodził głos pierwotnego. Siedział naprzeciwko łóżka, a przed nim znajdowała się sztaluga. W jednej dłoni trzymał pędzel, a w drugiej paletę. Uważnie przyglądał się swojemu dziełu, przejechał pędzlem po płótnie i uśmiechnął się triumfalnie.
- Co ty robisz? – zapytała, chociaż mogła się już tego domyślić.
- Mówiłem ci już, skarbie, że jesteś piękna. A piękno należy uwiecznić i to właśnie robię.
- Tylko, że ja nie wyraziłam na to żadnej zgody.
Usiadła na łóżku. Widząc malujący się uśmiech na twarzy pierwotnego i domyślając się powodu szczelniej zakryła się kołdrą.
- Spokojnie, już wszystko widziałem.
Przewróciła oczami, irytując się jego głupim uśmiechem i odpowiedzią.
Wstała, oczywiście owinięta kołdrą zaczęła zbierać swoje ubrania z podłogi. Pierwotny wreszcie odrywając się od swojego zajęcia podszedł do niej i zabrał z jej ręki pomięte ubrania.
- Stwierdziłem, że nie będziesz miała ochoty chodzić w nieświeżych ubraniach, więc postanowiłem kupić ci coś nowego.
- Przecież miałeś mi nie kupować ubrań.
- Wiem, ale uznałem to za stosowne w tej sytuacji.
„W tej sytuacji”?! Caroline była już totalnie wściekła. Zabrała swoje ubrania, przeszła obok niego, szturchając go w ramię.
- Nie dziękuję. Nie potrzebuję nic od ciebie.
W głębi duszy przeczuwała, że tak skończy się cały romans z Klausem Mikaelsonem. Oh, dlaczego nie posłuchała swojego wewnętrznego głosu? Przynajmniej uniknęłaby rozczarowania, jakie ją teraz spotkało.
Dzielnie maszerowała w stronę łazienki, gdy poczuła dłoń pierwotnego na swoim ramieniu.
- Caroline, poczekaj.
Odwróciła się w jego stronę. Ewidentnie emanowała od niej złość, co nie umknęło uwadze mężczyzny.
- Nie chciałem cię zdenerwować. Po prostu chciałbym żebyś została u mnie na trochę dłużej, więc kupiłem ci pare rzeczy.
Spuściła wzrok na swoje bose stopy, zażenowana tą całą sytuacją.
- Klaus, ja nie chcę być dla ciebie jednorazową przygodą – wypowiedzenie tego zdania trochę ją kosztowało, bała się również odpowiedzi, ale swój honor ceniła ponad to. Jeśli będzie trzeba wyjdzie stąd z podniesioną głową i nigdy nie wróci.
- I nią nie jesteś. Nigdy nie byłaś i nie będziesz – złapał ją za ramiona – Caroline, czy ty jeszcze nie zauważyłaś, że moje intencje co do ciebie są szczere?
Nie odpowiedziała nic. Tak naprawdę nie była pewna co ma myśleć. Czuła coś do pierwotnego, coś głębokiego, nie chciała jeszcze temu nadać konkretnej nazwy. W pewnych chwilach myślała, że może i on coś do niej czuje, możliwe jest też, że jej się tylko wydaje i wkrótce porzuci ją dla kogoś innego.
Westchnął. Wziął jej twarz w dłonie, czym zmusił ją by na niego spojrzała.
- Jak mogłaś tego nie zauważyć? – zniżył głos do szeptu – Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Od chwili, kiedy cię poznałem wiedziałem, że wywrócisz moje życie do góry nogami. Mam ponad 1000 lat, a ty jesteś pierwszą osobą na świecie, dla której chcę czynić dobro, bo świadomość, że ty widzisz we mnie coś więcej poza bezwzględnym mordercą daje mi siłę żeby przeżyć kolejny dzień. Caroline, ja… - urwał.
Czy on chciał powiedzieć, że mnie kocha? Przeszło przez myśl dziewczyny. Ale zamiast dokończyć swoje piękne wyzwanie powiedział:
- Chciałbym ci pokazać mój obraz.
Tego się nie spodziewała. Ścisnął ją trochę żal, że Klaus nie powiedział jej tego magicznego słowa na K, ale rozumiała, że jest jeszcze za wcześnie i sama też nie chciałabym mówić tego pierwsza. Pokiwała głową i pozwoliła się zaprowadzić do sztalugi.
Obraz był dość duży. Widniała na nim Caroline, owinięta w białą pościel, leżącą na łóżku. Chociaż malował ją jak spała na obrazie widniała jej podobizna z otwartymi oczami i szerokim uśmiechem. Złote loki rozsypane były wokół delikatnej twarzy jak aureola. Na tle alabastrowej skóry odcinały się duże oczy koloru nieba. Bardziej niż siebie przypominała anioła.
Pierwotny obserwował jej reakcję w skupieniu, widocznie zależało mu na opinii jego modelki.
- I jak ci się podoba? – zapytał przerywając ciszę.
- Klaus, jest… olśniewający.
Widocznie ulżyło mu, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
Czyli tak wyglądam w jego oczach…
- Cieszę się, że ci się podoba. Chciałbym cię malować częściej. Tylko jeśli wyrazisz na to zgodę.
To ostatnie zdanie szczególnie przypadło jej do gustu. Dalej wpatrywała się w obraz, ciągle była pod wrażeniem tego, jak widzi ją Klaus.
Nagle poczuła głód krwi. Co prawda krew tego biednego chłopaka na długo pozostawiła ją najedzoną, ale teraz znów poczuła łaknienie.
- Klaus, chyba muszę się napić.
Rzuciła mu poważne spojrzenie żeby nie myślał, że chodzi tu o burbon, który jak podejrzewała znajdował się w każdym pokoju.
- Rozumiem, zaraz wracam.
Odszedł, natomiast ona w tym czasie postanowiła się trochę ogarnąć. Weszła do przestronnej łazienki. Oprócz ogromnej wanny i prysznica znajdowała się tutaj dwie umywalki na blacie i dwa osobne lustra na ścianie.
Na blacie obok umywalek leżało duże pudło. Caroline uchyliła wieko. W środku znajdowała się kremowa, zwiewna sukienka odcinana w talii, do tego biały sweterek i złote sandałki na płaskim obcasie. Oprócz tego dziewczyna znalazła w pudle biały koronkowy stanik i majtki do kompletu. Zaśmiała się pod nosem. Najlepsze było to, że wszystko pasowało jak ulał, włącznie z bielizną.
Poprawiła makijaż i wyszła z łazienki. Przeszła przez sypialnie i zeszła po schodach do kuchni. Do jej nozdrzy dotarł zapach jedzenia, nie krwi, lecz normalnego jedzenia. Kiedy weszła do pomieszczenia zastała Klausa, jak kroił jakieś warzywa, a  na patelni coś się smażyło.
- Nie wiedziałam, że gotujesz.
Odwrócił się w jej stronę i z uśmiechem na ustach powiedział:
- Wiesz jak to mówią. Kolacja ze śniadaniem. Była kolacja, więc postanowiłem zrobić i śniadanie – puścił jej oko.
Tym razem jego słowa wywołały u niej rozbawienie. Pierwotny wskazał na kieliszek do wina leżący na blacie. Był wypełniony krwią. Klaus nawet krew pije z kieliszków, pomyślała.
- B Rh+.
- Moja ulubiona. Skąd wiedziałeś? – w odpowiedzi otrzymała tylko jeden z jego tajemniczych uśmiechów.
Opróżniła swój kieliszek do dna. Teraz czuła się o wiele lepiej. Przynajmniej mogła „normalnie” funkcjonować.
Podeszła do pierwotnego.
- Mogę jakoś pomóc? Głupio tak by było nic nie robić.
- Cała ty. Nienawidzisz bezczynności.
- Dokładnie – powiedziała i sięgnęła po nóż i paprykę. Zaczęła kroić ją w kawałki.
- Co właściwie gotujemy?
- Właściwie to ma być jajecznica.
Nie wytrzymała, roześmiała się. Pierwotny przyłączył się do niej.
- Czyli wielki Klaus Mikaelson jednak nie potrafi gotować.
- Jest jeszcze wiele rzeczy, które nie potrafię, Caroline.
- Na przykład? – była strasznie ciekawa.
- Nigdy dobrze nie szło mi przegrywanie.
- Hmm, no tak. Przecież ty zawsze wygrywasz.
Otaksował ją wzrokiem.
- Mam nadzieję, że spodobał ci się prezent bo pięknie wyglądasz w tej sukience – odłożył swój nóż i przybliżył się do niej.
- Czy ten prezent, a mam tu na myśli bieliznę miał coś sugerować? – przygryzła lekko wargę.
- Tylko to, jak bardzo chciałbym cię w tym zobaczyć.
Pocałował ją nagle i namiętnie. Caroline odwzajemniła pocałunek po czym, objęła dłońmi Klausa za szyję. Natomiast on podsadził ją na blat w rogu kuchni. Oplotła nogami jego pas. Ten pocałunek był jak dziki taniec, ale żadne z nich nie chciało go przerywać, nie zniechęcił ich nawet zapach przypalonego jedzenia na patelni. Byli zbyt zajęci sobą. Caroline zaczęła rozpinać koszulę pierwotnego, gdy usłyszeli za sobą głos.

- Gruchają jak gołąbeczki. Widzisz Elijaha, mówiłam ci, że tak będzie – powiedziała Rebekah.














Czytasz? Komentuj!




Translate