Playlist

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 10

Oderwali się od siebie w mgnieniu oka, a Caroline zeszła z blatu. Było jej okropnie głupio.
- Moje drogie rodzeństwo. Nie spodziewałem się was tutaj – w słowach pierwotnego czuć było zirytowanie.
- Cóż, my też nie spodziewaliśmy się zastać was w takiej sytuacji – odpowiedziała Rebekah – Ale ostatecznie cieszę się z takiego obrotu spraw – uśmiechnęła się porozumiewawczo i puściła oko do dziewczyny.
- A teraz do rzeczy. Po co tu przyjechaliście? – powiedział Klaus ze sztucznym uśmiechem.
Pomimo iż pierwotny kochał swoje rodzeństwo to nie lubił jak ktoś mu w czymś przeszkadza, a zwłaszcza w czymś takim.
- Mamy kłopoty, bracie – tym razem odezwał się Elijah.
Caroline spostrzegła jak Klaus wciąga głęboko powietrze.
- Zatem czego się napijecie? – pierwotny próbował udawać beztroskę, ale dziewczyna i tak wiedziała, że był zdenerwowany. Wskazał gościom kanapę.
- Myślę, że whisky będzie odpowiednia – odezwała się siostra Mikaelson.
W tym domu nigdy nie jest za wcześnie na alkohol... pomyślała Caroline.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, natomiast gospodarz nalał każdemu po drinku.
- Co się dzieje?
Rzeczowy ton pierwotnego aż wywołał u niej ciarki.
- Jak pewnie wiesz od Caroline, jakiś czas temu przyjechałem do Paryża, a to dlatego, że doszły mnie słuchy, że Alavler planują zemstę. Więc osobiście postanowiłem zobaczyć czy w tych plotkach kryje się ziarno prawdy – tu pierwotny westchnął i upił łyk bursztynowego płynu – Niklaus, mamy kłopoty i to poważne. Jest ich dwa razy więcej niż ostatnio. Zwerbowali nowych członków, a ich celem jest unicestwienie wszystkich wampirów z całego świata. Żeby to się stało wystarczy zabić nas.
 Alavler... to pewnie ci łowcy, których sprowadziła na ich rodzinę Rachel.
- Elijah, oni nie mogą nas zabić. Jedyna broń, z pomocą której mogliby to zrobić jest już dawno zniszczona.
Klaus patrzył na swojego brata poważnym wzrokiem. Bał się. Chociaż nie było broni, przez którą mogliby zginąć, on i tak się bał, Caroline widziała to w jego oczach.
- Właśnie w tym rzecz, Nik – tym razem głos zabrała Rebekah – Mam tam swoją wtyczkę. Pracują nad zaklęciem. Chcą połączyć nasze dusze w jedną i umieścić je w krysztale, a potem zniszczyć.
W jednej chwili Klaus poderwał się na równe nogi i wściekły wydał z siebie krzyk.
Jak do tej pory dziewczyna siedziała cicho, chyba przez to w jakich okolicznościach pierwotne rodzeństwo zastało ją i Klausa, ale teraz postanowiła zabrać głos.
- Nie możemy po prostu uciec? – przyciągnęła na siebie wszystkie spojrzenia rodziny Mikaelsonów – Dajmy im tego czego chcą. Opuśćmy Francję, a może się odczepią.
- Nie jesteśmy szczurami, nie będziemy uciekać! – krzyknęła w odpowiedzi Rebekah – Nie poddajemy się. Przed nikim nie uchylimy głowy, a zwłaszcza przed jakimiś tam łowcami! Jesteśmy pierwotnymi do cholery!
Widać duma z własnej osoby rozpiera ją aż tak bardzo, że woli narażać swoje życie niż choć raz odpuścić.
- Uspokój się, siostro! – powiedział, a raczej wykrzyczał hybryda, zaczął niespokojnie krążyć dookoła nich, drapiąc się po brodzie.
- Więc co proponujesz? – tym razem to był najstarszy z tu obecnych.
- Może Caroline ma rację... Może tym razem warto odpuścić. Oddamy im Paryż, a w zamian za to będziemy mieli spokój.
- Normalnie nie wierzę! Nik, czy ty siebie słyszysz?! Ty chcesz się poddać? Tak po prostu?
- Jeśli to będzie najbezpieczniejsza opcja dla nas wszystkich to tak.
Widząc reakcje Rebekah, Elijah starł się zapobiec kolejnemu wybuchowi złości.
- Te informacje nie są jeszcze na 100% pewne. Może na razie zachowajmy spokój – wyciągnął przed siebie ręce w pokojowym geście, lecz żadne z rodzeństwa nie chciało go słuchać.
- Rozumiem, że miłość zmienia ludzi – tu spojrzała się na najmłodszą wampirzycę – Ale nie takie zasady nam wpojono. Właśnie dlatego, że walczymy udało nam się przeżyć ponad 1000 lat – zacisnęła usta w wąską kreskę, odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Porozmawiam z nią – w ślad za pierwotną podążył Elijah.
Klaus stał do dziewczyny tyłem, dłonie oparł o parapet, a głowę miał spuszczoną w dół. Serce jej się krajało na ten widok. Był taki smutny. Tak jakby w tej chwili zdał sobie sprawę, że i on może umrzeć. Podeszła do niego i objęła go od tyłu w pasie, przytulając głowę do jego pleców. Poczuła jak jego ciało rozluźnia się pod jej dotykiem. Po chwili odwrócił się do niej przodem żeby móc ją lepiej przytulić. Dziewczyna też potrzebowała ukojenia. Wtuliła się w niego mocno przy okazji wdychając jego zapach. Myśl, że ktoś mógłby zabić Klausa...
- Poradzimy sobie jakoś.
- Wiem, nie przejmuj się kochana, coś wymyślę.
- Nie, Klaus – uniosła głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy – Powiedziałam, że sobie poradzimy. My. Ty i ja, jakoś damy radę. Wierzę w to.
Pierwotny nic nie powiedział tylko pocałował ją w czubek blond głowy.
Po kilku długich minutach, para usłyszała jak reszta pierwotnego rodzeństwa wraca do domu. Mężczyzna puścił wampirzycę, ale wciąż pozostał obok trzymając ją za rękę.
Gdy weszli do salonu Rebekah odezwała się jako pierwsza.
- Nik, przepraszam. Nie powinnam była się tak unosić.
- Powinnaś przeprosić nie tylko mnie – wskazał na dziewczynę przy swoim boku.
- Masz rację. Przepraszam Caroline. Na prawdę cieszę się z tego, że jesteście razem. Po prostu myśl, że komuś z nas mogłaby stać się krzywda...
- Przecież rozumiem. Dlatego powinniśmy zacząć działać, zbadać sprawę.
Caroline zauważyła jak spojrzenie jej wybranka (bo chyba mogła go tak ostatecznie nazwać) łagodnieje. Kochał swoją rodzinę, ponad wszystko, wiedziała to.
Elijah dotknął ramienia siostry, dodając jej tym otuchy i powiedział:
- Musimy zdobyć bardziej rzetelniejsze informacje. Kiedy będziemy pewni co do ich zamiarów to wymyślimy jakiś plan.
- Trzeba by znaleźć lepsze dojście, a kim jest twój informator, Rebekah? – odezwał się mężczyzna przy jej boku.
- To czarownica. Nie należy do Alavler, jest tak jakby wyrzutkiem. Nazywa się Monique Lacroix. Nie może wejść do środka, ale nadal ma kontakty.
- Przydał by się ktoś jeszcze – zamyślił się Elijah – Ktoś, kto łatwo mógłby wejść w ich szeregi.
- Może Rachel? – zaoferowała Caroline – W końcu była tak jakby członkiem tego sabatu.
Pierwotni na dźwięk imienia czarownicy patrzyli się po sobie z dziwnymi wyrazami twarzy.
- No co? – spojrzała na Klausa lekko zbita z pantałyku.
- Rachel Crow sprawiła naszej rodzinie wiele kłopotów – odezwał się Elijah.
- Nie wiemy nawet gdzie teraz jest. Pewnie leży na plaży na Bahamach i pije drinki z palemką nie przejmując się niczym – odezwała się „starsza” blondynka.
Dziewczyna i Klaus wymienili się spojrzeniami.
- Tak właściwie, to wiemy gdzie jest – Caroline zabrała głos.
Para wyjaśniła rodzeństwu całą sytuację, jaka miała ostatnio miejsce w restauracji. Opowiedzieli im również o przyjęciu, które ma mieć miejsce w piątek.
- Pewnie będzie się tam roiło od łowców – Rebekah przeszła z powrotem do stolika po swojego drinka- Ale tak, czy siak powinniśmy pójść.
Ostatnim stwierdzeniem przyciągnęła spojrzenia wszystkich obecnych.

- No co? Nie odpuszczę dobrej zabawy, nawet jeśli wlicza się w nią skopanie tyłków kilku łowców.
- Myślę, że powinniśmy najpierw porozmawiać z Rahel – Elijah założył swoją marynarkę. To chyba miało znaczyć, że jedziemy do niej od razu.
- Chętnie wpadnę się przywitać.
Tajemniczy uśmiech Rebeki podpowiedział dziewczynie, że to raczej nie będzie przyjazne powitanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Moi drodzy!

Mam do was sprawę. Czy podoba się wam soundtrack do bloga? Co byście chcieli w nim zmienić? Podajcie swoje propozycje piosenek, które według was pasują do panującego u nas klimatu.

Pozdrawiam i czekam na propozycje, Wasza Horney Morket.




Czytasz? Komentuj!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate