Wreszcie wracam do was z rozdziałem 16! Wiem, wiem trochę długo mnie nie było, ale cóż, no wiecie, koniec roku, oceny trzeba poprawić itd. Ale nic, niedługo wakacje! A to znaczy więcej wolnego czasu na pisanie! Chociaż z naszą opowieścią zbliżamy się pomału do końca, to może pomyślę mad kontynuacją. Pożyjemy, zobaczymy jak to mówią!
Pozdrawiam Was ciepło,
Wasza Horney Morket!
Uchyliła lekko powieki. Pomimo, iż światło chwilowo ją
oślepiło, to w pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowała i tak nie było
tak jasno, jak w sali przesłuchań. Otaczały ją szmery rozmów. Nikt jeszcze nie
zauważył, że się obudziła. Zamknęła oczy i uwolniła swoje wampirze zmysły.
Wsłuchała się w rozmowę, którą prowadziły dwie osoby, mężczyzna i kobieta
stojący jakieś 10 metrów od niej.
- Jesteś tego pewny, Jonathanie? A jeśli się tu nie
zjawią? – odezwała się kobieta, w jej głosie było słychać troskę.
- Przecież obserwowaliśmy ich już od dłuższego czasu. On
ją kocha, Gaia – mężczyzna głęboko wciągnął powietrze przez nos i zniżył głos
do szeptu - Na pewno tu przyjdzie, a wtedy wreszcie odpłacę mu za to co zrobił
Helen.
Po sposobie w jakim mówił słychać było, że Helen była dla
niego kimś ważnym. Klaus ją skrzywdził, a Jonathan chciał zemsty. Niepokój
ścisnął serce dziewczyny. O, Boże, a jeśli Klaus się tu naprawdę zjawi? Jack
przecież mówił, że go zawiadomi. Cholera, nie dobrze… Lepiej żeby się tu nie
zjawiał, bo to się może źle skończyć. Skoro ostatnio ledwo co odnieśli
zwycięstwo w starciu z łowcami, to teraz kiedy ich siły wzrosły… Wolała nawet o
tym nie myśleć, ale tak strasznie bała się o życie swoje i Pierwotnego. Było
jeszcze tyle niezamkniętych spraw między nimi. Nie zdążyła mu powiedzieć, jak
bardzo go kocha, jak bardzo jest jej potrzebny i ile dla niej znaczy.
Pozostawało jej tylko wierzyć, że jeszcze zdążą to zrobić.
Usłyszała, że ktoś idzie w jej stronę, więc otworzyła
oczy. Mężczyzna, około 50- letni z zaciętym wyrazem twarzy zbliżał się pewnym
krokiem. Wyglądał, jakby chciał zdzielić ją w twarz.
Jej ręce tym razem były przywiązane grubymi sznurami do
metalowego siedziska. Węzły były tak ciasne, że nie czuła nadgarstków, a do
tego mocno nasączone werbeną.
Dookoła miejsca, w którym siedziała znajdowały się loże ze
skórzanymi siedzeniami.
Pewnie zwykle robią z tego niezłe widowisko, którego
głównym elementem jest słuchanie brudnych sekretów, wyciągniętych z ofiary za
pomocą serum prawdy.
Jonathan stanął przed nią i pochylił się tak, że ich głowy
znajdowały się na jednej wysokości. Jego szare oczy zwęziły się w szparki, zmierzył
ją groźnym spojrzeniem. Nie dała się, odpowiedziała mu tym samym.
Niech sobie nie myśli, że Caroline Forbes jest tchórzem.
Walka na spojrzenia trwała jeszcze parę sekund, po czym
mężczyzna wreszcie raczył się odezwać, ale to co powiedział wcale nie przypadło
dziewczynie do gustu.
- To boli.
Zrobił krótką pauzę, a kiedy na jej ustach zawisło nieme
pytanie zaczął mówić dalej.
- Wręcz czujesz jak to wchodzi do twojego mózgu.
Przekracza nawet te granice, których ty sama byś nigdy nie przekroczyła. A
ślady, które zostawia są z tobą na długo, nawet na całe życie. Oczywiście jeśli
ma się to szczęście. Niektórzy po podaniu serum umierają na zawał spowodowany
zbyt dużym szokiem, natłokiem informacji. Inni miewają myśli samobójcze, na
czym się zwykle nie kończy. Po prostu nie wytrzymują ciśnienia, coś w nich
pęka, ciągle czują dotyk serum na swoim umyśle. Decydują się na śmierć – z jego
gardła wydobył się gorzki śmiech, bardziej przypominający rechot – Słabeusze.
Caroline próbowała powstrzymać drżenie wargi przygryzając
ją, co i tak niewiele dało.
Ten facet był przerażający. Pomimo strachu, zebrała się w
sobie. On przecież nie może wiedzieć, że się boi.
- Jeśli myślisz, że nastraszysz mnie tymi historyjkami to
się grubo mylisz. Jesteś żałosnym sadystą! – wykrzyczała mu to prosto w twarz.
No cóż, już nie dało się polepszyć jej sytuacji. Więc co miała do stracenia?
Po chwili jednak pożałowała swoich słów.
Mężczyzna brutalnie chwycił ją za włosy i uniósł głowę do
góry.
- Posłuchaj mnie lepiej, blondyno. Póki co trzymaj język
za zębami, jeśli nie chcesz zostać posiadaczką pokaźnej wielkości blizny na tej
gładkiej buźce – przejechał palcem po jej policzku, próbowała mu się wyszarpać,
ale nic to nie dało, tylko zacisnął mocniej rękę na jej włosach – I nie próbuj
żadnych trików i tak wszystkiego się dowiemy po serum – w tej chwili ktoś
wszedł do sali.
Caroline wzięła wdech. To był Rachel.
W jakieś zwiewnej, czarnej kiecce, na niebotycznych
obcasach wparowała sobie jak gdyby nigdy nic. Brązowe oczy dokładnie obrysowane
czarną kredką omiotły spojrzeniem salę, zatrzymując się zaledwie parę sekund na
przywiązanej do fotela Caroline. Twarz wyrażała tylko obojętność.
Jonathan wstał i podszedł do wiedźmy.
- O, jesteś Rachel. Czy wszystko zostało przygotowane? –
ton jego głosu zmienił się nie do pozania. Nie było to już żabi rechot, a
raczej chłodna uprzejmość.
- Niestety nie bardzo – wampirzyca przysłuchiwała się ich
rozmowie – Bo widzisz, Jonathanie. Problem jest w tym, że Mikaelonowie opuścili
Francję.
Caroline otworzyła usta.
Jak to? Pewnie Klaus
przysłał Rachel – uspokoiła się – Wszystko szło zgodnie z planem, tak miało
być.
Odetchnęła z ulgą, ale na próżno.
- Jak to? Przecież mówiłaś, że mieli plany, chcieli cię tu
wysłać jako szpiega. Tak łatwo by się zmyli? – odezwała się kobieta, Gaia, o
której istnieniu wampirzyca zdążyła już zapomnieć.
Uśmiech natychmiastowo znikł z twarzy blondynki. Czyli
jednak Rachel od początku pracowała dla łowców…
Nagle ciemne oczy skierowały się w stronę Caroline, czym
przyciągnęły też wzrok pozostałej dwójki, a cała uwaga skupiła się na niej.
- Widocznie uznali, że nie było o co walczyć.
Wampirzyca posłała jej najbardziej jadowite spojrzenie, na
jakie mogła się w tej chwili zdobyć.
- Tak czy siak – odezwała się Gaia, a jej jadeitowe
spojrzenie wywiercało dziurę w Caroline – Mamy tu dziewczynę, przebywała z
Mikaelsonami jakiś czas i na pewno coś wie. Myślę, że jednak warto by
zastosować na niej serum, nieprawdaż Jonatanie?
Caroline było już wszystko jedno. Bała się tego, ale i tak
w głębi duszy wiedziała, że Klaus ją kiedyś porzuci, ale mimo to jego czułe
słówka uśpiły jej zdrowy rozsądek i stało to co się stało.
- Ja jednak myślę – wtrąciła się krukowłosa czarownica –
Że to zbędne działanie. Należało by jeszcze dokładniej zbadać poczynania Mikaelsonów. A
kto wie, może jednak uda nam się ich złapać, może nie zajechali tak daleko.
- Johny, chyba nie wierzysz w te bzdety? – pomimo
oburzenia Gai, ten pieszczotliwy zwrot i sposób w jaki go użyła świadczył o
tym, że czuje coś więcej do tego obrzydliwego mężczyzny. Cóż, chyba miłość nie
wybiera.
Mężczyzna nie wiedząc co ma zrobić przystanął i zaczął
pocierać złotą obrączkę, którą nosił na prawej, zamiast na lewej ręce.
Zmrużył oczy i szepnął coś pod nosem. Zapewne ani Gaia ani
Rachel tego nie słyszały, ale Caroline dzięki swojemu nadnaturalnemu słuchowi,
owszem.
- Och, moja droga Helen. Co powinienem zrobić? – jego
smutek był tak silny, że aż ścisnął jej serce – Ty byś wiedziała. Zawsze
wiedziałaś.
Ta chwila trwała tylko kilka sekund, ale za to bardzo
intensywnych i emocjonalnych sekund.
Dziewczyna już znała powód jego nienawiści do Pierwotnego.
Jonathan przysłowiowo wziął się w garść. Mgła opuściła
jego spojrzenie, które na powrót stało się zimne jak lód.
- Jeszcze poczekamy. Doba nas nie zbawi. Rachel – zwróciła
się do dziewczyny - ty i kilku innych łowców będziecie szukać pierwotnych. Gaia,
ty się spotkasz z Reymontem i przedstawisz mu plan działania.
Blondynka była tak wściekła, że miała ochotę udusić
czarownicę, wręcz toczyła pianę z ust.
- Ale Johny, przecież nie warto tak się za nimi uganiać!
Wykorzystajmy to co mamy i koniec! Może nadarzy się jeszcze inna okazja…
Chwytała się wszelkich możliwych argumentów, ale widząc
ostre jak brzytwa spojrzenie zamilkła.
- Łowczyni Blanc – przeszedł w ton oficjalny – Wydałem już
rozkaz, a twoim obowiązkiem jest wypełnienie go, tak jak tego oczekuję. To
tyle, odmaszeruj.
Jej usta ułożyły się w kształt litery O, a zdziwienie mieszało się z dezorientacją i szokiem, jakiego doznała po diametralnej zmianie
w jego zachowaniu.
- Wiecie co macie robić, to tyle na dzisiaj.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Zatrzymał się tylko na
chwilę przy drzwiach, z ręką zawiśniętą nad klamką.
- I nie mów do mnie Johny, tylko o n a mogła tak mówić –
wyszeptał, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Gaia oczywiście zaraz pobiegła za nim, a Caroline została
sama w jednym pokoju z Rachel.
Emocjonalne crescendo, które ją dopadło wykończyło ją.
Było jej już wszystko jedno, wręcz czuła jak spada z tej emocjonalnej
przepaści.
Brunetka rozejrzała się szybko i w mgnieniu oka dopadła do
Caroline, ukucnęła przed nią, lekko zdenerwowana.
- Czego chcesz? – zawarczała wampirzyca. Miała już
wszystkiego dosyć.
- Jak to czego, przecież przyszłam ci tu z pomocą,
głuptasie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz