Playlist

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 16

Cześć Robaczki!

Wreszcie wracam do was z rozdziałem 16! Wiem, wiem trochę długo mnie nie było, ale cóż, no wiecie, koniec roku, oceny trzeba poprawić itd. Ale nic, niedługo wakacje! A to znaczy więcej wolnego czasu na pisanie! Chociaż z naszą opowieścią zbliżamy się pomału do końca, to może pomyślę mad kontynuacją. Pożyjemy, zobaczymy jak to mówią!

Pozdrawiam Was ciepło,
Wasza Horney Morket!



Uchyliła lekko powieki. Pomimo, iż światło chwilowo ją oślepiło, to w pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowała i tak nie było tak jasno, jak w sali przesłuchań. Otaczały ją szmery rozmów. Nikt jeszcze nie zauważył, że się obudziła. Zamknęła oczy i uwolniła swoje wampirze zmysły. Wsłuchała się w rozmowę, którą prowadziły dwie osoby, mężczyzna i kobieta stojący jakieś 10 metrów od niej.
- Jesteś tego pewny, Jonathanie? A jeśli się tu nie zjawią? – odezwała się kobieta, w jej głosie było słychać troskę.
- Przecież obserwowaliśmy ich już od dłuższego czasu. On ją kocha, Gaia – mężczyzna głęboko wciągnął powietrze przez nos i zniżył głos do szeptu - Na pewno tu przyjdzie, a wtedy wreszcie odpłacę mu za to co zrobił Helen.
Po sposobie w jakim mówił słychać było, że Helen była dla niego kimś ważnym. Klaus ją skrzywdził, a Jonathan chciał zemsty. Niepokój ścisnął serce dziewczyny. O, Boże, a jeśli Klaus się tu naprawdę zjawi? Jack przecież mówił, że go zawiadomi. Cholera, nie dobrze… Lepiej żeby się tu nie zjawiał, bo to się może źle skończyć. Skoro ostatnio ledwo co odnieśli zwycięstwo w starciu z łowcami, to teraz kiedy ich siły wzrosły… Wolała nawet o tym nie myśleć, ale tak strasznie bała się o życie swoje i Pierwotnego. Było jeszcze tyle niezamkniętych spraw między nimi. Nie zdążyła mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak bardzo jest jej potrzebny i ile dla niej znaczy.
Pozostawało jej tylko wierzyć, że jeszcze zdążą to zrobić.
Usłyszała, że ktoś idzie w jej stronę, więc otworzyła oczy. Mężczyzna, około 50- letni z zaciętym wyrazem twarzy zbliżał się pewnym krokiem. Wyglądał, jakby chciał zdzielić ją w twarz.
Jej ręce tym razem były przywiązane grubymi sznurami do metalowego siedziska. Węzły były tak ciasne, że nie czuła nadgarstków, a do tego mocno nasączone werbeną.
Dookoła miejsca, w którym siedziała znajdowały się loże ze skórzanymi siedzeniami.
Pewnie zwykle robią z tego niezłe widowisko, którego głównym elementem jest słuchanie brudnych sekretów, wyciągniętych z ofiary za pomocą serum prawdy.
Jonathan stanął przed nią i pochylił się tak, że ich głowy znajdowały się na jednej wysokości. Jego szare oczy zwęziły się w szparki, zmierzył ją groźnym spojrzeniem. Nie dała się, odpowiedziała mu tym samym.
Niech sobie nie myśli, że Caroline Forbes jest tchórzem.
Walka na spojrzenia trwała jeszcze parę sekund, po czym mężczyzna wreszcie raczył się odezwać, ale to co powiedział wcale nie przypadło dziewczynie do gustu.
- To boli.
Zrobił krótką pauzę, a kiedy na jej ustach zawisło nieme pytanie zaczął mówić dalej.
- Wręcz czujesz jak to wchodzi do twojego mózgu. Przekracza nawet te granice, których ty sama byś nigdy nie przekroczyła. A ślady, które zostawia są z tobą na długo, nawet na całe życie. Oczywiście jeśli ma się to szczęście. Niektórzy po podaniu serum umierają na zawał spowodowany zbyt dużym szokiem, natłokiem informacji. Inni miewają myśli samobójcze, na czym się zwykle nie kończy. Po prostu nie wytrzymują ciśnienia, coś w nich pęka, ciągle czują dotyk serum na swoim umyśle. Decydują się na śmierć – z jego gardła wydobył się gorzki śmiech, bardziej przypominający rechot – Słabeusze.
Caroline próbowała powstrzymać drżenie wargi przygryzając ją, co i tak niewiele dało.
Ten facet był przerażający. Pomimo strachu, zebrała się w sobie. On przecież nie może wiedzieć, że się boi.
- Jeśli myślisz, że nastraszysz mnie tymi historyjkami to się grubo mylisz. Jesteś żałosnym sadystą! – wykrzyczała mu to prosto w twarz. No cóż, już nie dało się polepszyć jej sytuacji. Więc co miała do stracenia?
Po chwili jednak pożałowała swoich słów.
Mężczyzna brutalnie chwycił ją za włosy i uniósł głowę do góry.
- Posłuchaj mnie lepiej, blondyno. Póki co trzymaj język za zębami, jeśli nie chcesz zostać posiadaczką pokaźnej wielkości blizny na tej gładkiej buźce – przejechał palcem po jej policzku, próbowała mu się wyszarpać, ale nic to nie dało, tylko zacisnął mocniej rękę na jej włosach – I nie próbuj żadnych trików i tak wszystkiego się dowiemy po serum – w tej chwili ktoś wszedł do sali.
Caroline wzięła wdech. To był Rachel.
W jakieś zwiewnej, czarnej kiecce, na niebotycznych obcasach wparowała sobie jak gdyby nigdy nic. Brązowe oczy dokładnie obrysowane czarną kredką omiotły spojrzeniem salę, zatrzymując się zaledwie parę sekund na przywiązanej do fotela Caroline. Twarz wyrażała tylko obojętność.
Jonathan wstał i podszedł do wiedźmy.
- O, jesteś Rachel. Czy wszystko zostało przygotowane? – ton jego głosu zmienił się nie do pozania. Nie było to już żabi rechot, a raczej chłodna uprzejmość.
- Niestety nie bardzo – wampirzyca przysłuchiwała się ich rozmowie – Bo widzisz, Jonathanie. Problem jest w tym, że Mikaelonowie opuścili Francję.
Caroline otworzyła usta.
Jak to? Pewnie Klaus przysłał Rachel – uspokoiła się – Wszystko szło zgodnie z planem, tak miało być.
Odetchnęła z ulgą, ale na próżno.
- Jak to? Przecież mówiłaś, że mieli plany, chcieli cię tu wysłać jako szpiega. Tak łatwo by się zmyli? – odezwała się kobieta, Gaia, o której istnieniu wampirzyca zdążyła już zapomnieć.
Uśmiech natychmiastowo znikł z twarzy blondynki. Czyli jednak Rachel od początku pracowała dla łowców…
Nagle ciemne oczy skierowały się w stronę Caroline, czym przyciągnęły też wzrok pozostałej dwójki, a cała uwaga skupiła się na niej.
- Widocznie uznali, że nie było o co walczyć.
Wampirzyca posłała jej najbardziej jadowite spojrzenie, na jakie mogła się w tej chwili zdobyć.
- Tak czy siak – odezwała się Gaia, a jej jadeitowe spojrzenie wywiercało dziurę w Caroline – Mamy tu dziewczynę, przebywała z Mikaelsonami jakiś czas i na pewno coś wie. Myślę, że jednak warto by zastosować na niej serum, nieprawdaż Jonatanie?
Caroline było już wszystko jedno. Bała się tego, ale i tak w głębi duszy wiedziała, że Klaus ją kiedyś porzuci, ale mimo to jego czułe słówka uśpiły jej zdrowy rozsądek i stało to co się stało.
- Ja jednak myślę – wtrąciła się krukowłosa czarownica – Że to zbędne działanie. Należało by jeszcze dokładniej zbadać poczynania Mikaelsonów. A kto wie, może jednak uda nam się ich złapać, może nie zajechali tak daleko.
- Johny, chyba nie wierzysz w te bzdety? – pomimo oburzenia Gai, ten pieszczotliwy zwrot i sposób w jaki go użyła świadczył o tym, że czuje coś więcej do tego obrzydliwego mężczyzny. Cóż, chyba miłość nie wybiera.
Mężczyzna nie wiedząc co ma zrobić przystanął i zaczął pocierać złotą obrączkę, którą nosił na prawej, zamiast na lewej ręce. 
Zmrużył oczy i szepnął coś pod nosem. Zapewne ani Gaia ani Rachel tego nie słyszały, ale Caroline dzięki swojemu nadnaturalnemu słuchowi, owszem.
- Och, moja droga Helen. Co powinienem zrobić? – jego smutek był tak silny, że aż ścisnął jej serce – Ty byś wiedziała. Zawsze wiedziałaś.
Ta chwila trwała tylko kilka sekund, ale za to bardzo intensywnych i emocjonalnych sekund.
Dziewczyna już znała powód jego nienawiści do Pierwotnego.
Jonathan przysłowiowo wziął się w garść. Mgła opuściła jego spojrzenie, które na powrót stało się zimne jak lód.
- Jeszcze poczekamy. Doba nas nie zbawi. Rachel – zwróciła się do dziewczyny - ty i kilku innych łowców będziecie szukać pierwotnych. Gaia, ty się spotkasz z Reymontem i przedstawisz mu plan działania.
Blondynka była tak wściekła, że miała ochotę udusić czarownicę, wręcz toczyła pianę z ust.
- Ale Johny, przecież nie warto tak się za nimi uganiać! Wykorzystajmy to co mamy i koniec! Może nadarzy się jeszcze inna okazja…
Chwytała się wszelkich możliwych argumentów, ale widząc ostre jak brzytwa spojrzenie zamilkła.
- Łowczyni Blanc – przeszedł w ton oficjalny – Wydałem już rozkaz, a twoim obowiązkiem jest wypełnienie go, tak jak tego oczekuję. To tyle, odmaszeruj.
Jej usta ułożyły się w kształt litery O, a zdziwienie mieszało się z dezorientacją i szokiem, jakiego doznała po diametralnej zmianie w jego zachowaniu.
- Wiecie co macie robić, to tyle na dzisiaj.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Zatrzymał się tylko na chwilę przy drzwiach, z ręką zawiśniętą nad klamką.
- I nie mów do mnie Johny, tylko o n a  mogła tak mówić – wyszeptał, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Gaia oczywiście zaraz pobiegła za nim, a Caroline została sama w jednym pokoju z Rachel.
Emocjonalne crescendo, które ją dopadło wykończyło ją. Było jej już wszystko jedno, wręcz czuła jak spada z tej emocjonalnej przepaści.
Brunetka rozejrzała się szybko i w mgnieniu oka dopadła do Caroline, ukucnęła przed nią, lekko zdenerwowana.
- Czego chcesz? – zawarczała wampirzyca. Miała już wszystkiego dosyć.
- Jak to czego, przecież przyszłam ci tu z pomocą, głuptasie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate