Playlist

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 15

Gdy otworzyła oczy nie miała pojęcia gdzie jest. Otaczała ją tylko ciemność, żadnego dźwięku, światła, nic. Co prawda głowa już ją nie bolała, dzięki wampirzej regeneracji, ale czuła się jakoś dziwnie otumaniona, jak na ostrej imprezie, ale wcale nie było jej do śmiechu i przypuszczała, że jej stan nie jest efektem działania żadnego alkoholu.
Odpłynęła, nawet sama nie zdawała sobie sprawy kiedy. Dopiero po jakimś czasie obudził ją ból w ręce. Otworzyła oczy. Tym razem na odwrót w pomieszczeniu było bardzo jasno, przymknęła powieki. Siedziała na krześle, miała przywiązane liną nogi, w tym momencie ktoś kończył zawiązywać jej nadgarstki. Oczywiście lina była nasączona werbeną, dlatego tak cholernie piekło.
Gdy jej oczy zdążyły przyzwyczaić się do otaczającego ją światła rozejrzała się na tyle, na ile to było możliwe. Znajdowała się w białym pokoju, wszystkie ściany, sufit i podłoga były białe. Nie było okien, jedyne światło pochodziło z żarówek wystających z sufitu. W rogu sufitu przyczepiona była kamera, oczywiście biała ze świecącym na czerwono światełkiem, co było jedynym kolorowym elementem w pokoju. Było tylko jedno wyjście, normalnej wielkości drzwi (tak, białe!) bez klamki, zapewne na kartę magnetyczną.
Gdy skończyła rekonesans, a zaczęła obmyślać plan ucieczki usłyszała kobiecy głos za plecami. Jeśli się nie myliła był to ten sam, który nazwał ją morderczynią.
- Nawet się nie wysilaj. To na nic i tak stąd nie uciekniesz.
Obeszła krzesło i stanęła przed Caroline. Była wysoką ze szczupłym, ale z wyraźnie zarysowanymi mięśniami ciałem blondynką, której proste włosy sięgały aż do pasa. Można by uznać ją za ładną, ale na pierwszy rzut oka było widać, że bardziej odpowiednim określeniem byłoby twardzielka, czego dowodził zacięty wyraz twarzy i pewna siebie postawa. Caroline wyczuła też, że dziewczyna była człowiekiem, zapewne łowcą.
Wampirzyca oblizała suche wargi.
- Gdzie jestem?
- Jeszcze się nie domyślasz? – jej jedna brew powędrowała ku górze – Jesteś w Instytucie, a to miejsce, w którym obecnie się znajdujemy – wskazała palcem białą salę – jest pokojem przesłuchań. A ty, Caroline Forbes jesteś nam potrzebna.
- Niby do czego? – prychnęła. Pomimo iż się bała potrafiła się zdobyć na arogancję.
Dziewczyna przechyliła głowę i wpatrywała się w Caroline swoimi wielkimi, kocimi oczami mrugając powoli. Trzeba przyznać, że to było całkiem dziwne.
- Aby dostać się do rodziny Mikaelson’ów. Wiemy o twojej interakcji z hybrydą, wiemy i wykorzystamy tę wiedzę.
- Interakcji, serio? – to słowo wprawiało ją w śmiech, ale też próbowała grać na czas.
Blondynka przewróciła oczami.
- Niedługo nie będzie ci tak do śmiechu. Obserwujemy was od dawna, ciebie też. Wiemy, że poznaliście się w Mystic Falls, skąd pochodzisz i że tam też roi się od wampirów – zaśmiała się – Ale spokojnie, zrobimy z tym porządek. Wystarczy zlikwidować trójkę pierwotnych, a wtedy świat odetchnie, wolny od krwiopijców.
Coś zagotowało się we wnętrzu Caroline. Chciała dopaść dziewczynę i zetrzeć jej ten podły uśmieszek z twarzy, ale zamiast tego liny nasączone werbeną boleśnie wbijały się w jej ciało. Blondynka stanęła krok od dziewczyny, pochyliła się i zmierzyła wampirzycę wzrokiem. Oczy Caroline przybrały krwistą barwę, była wściekła. Z jej gardła wydał się ostrzegawczy pomruk.
- Nic mi nie możesz zrobić, krwiopijco. Jesteś morderczynią. I nic, żadna maska blond dziewczynki tego nie zakryje – wyszeptała jej do ucha i opuściła pokój.
Została sama w białym pokoju. Oddychała szybko i ciężko. To prawda, jest morderczynią. Zabiła tego niewinnego chłopaka, tylko dlatego, że chciała rozładować emocje, a Klaus ukrył to wszystko przed nią. Nie powiedział jej prawdy, tylko zatuszował zbrodnię. Jej serce krwawiło. Kiedy blondyna powiedziała, że przez nią chcą dotrzeć do Pierwotnego wpadła w szał. I pomimo, że zranił ją mocno, tak bardzo nie chciała żeby działa się mu krzywda. Bardziej bała się o jego życie, niż o swoje.
Spuściła wzrok na stopy, były bose. Pewnie zgubiła buty podczas biegu. Nawet nie zdawała sobie sprawy kiedy popłynęły łzy.
I właśnie teraz, w nagorszym momencie, kiedy kłamstwa wyszły na jaw i czekało ją przesłuchanie (zapewne z użyciem serum) zdała sobie sprawę z tego, że go kocha.
Tak, kocha Klausa Mikaelsona, okrutnego hybrydę, dla którego życie ludzkie nie ma żadnej wartości i który ją okłamał. Łzy zaczęły płynąć szybciej. Skapywały z brody na to co pozostało z jej niebieskiej sukienki.
Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia, Caroline zaskoczona podniosła wzrok i napotkała równie zakłopotane brązowe oczy chłopaka. Zapewne też był łowcą, ale zupełnie innym niż tamta blondynka. Patrzył się na nią nie z odrazą, ale tak jakby zobaczył w niej coś więcej, niż bezwzględnego krwiopijce.
Był wysoki i dobrze zbudowany. Na głowie miał czuprynę ciemno-brązowych włosów. Ciemne brwi podkreślały głębie czekoladowych oczu. Można by powiedzieć, że był totalnym przeciwieństwem blondynki.
Zrobił krok do przodu i zamknął za sobą drzwi. Nadal wpatrywał się w Caroline zagubionym wzrokiem.
Po chwili ogarnął się i odchrząknął.
- Jestem Jack – dało się wyczuć francuski ankcent w jego słowach – Jack Hunter.
Hmm, Hunter – łowca. W sumie by pasowało.
- Caroline Forbes.
Trochę jej było wstyd za te łzy na policzkach, ale nie mogła nic zrobić bo miała skrępowane ręce.
- Wiem – dziewczyna pokiwała głową. No tak, przecież mogło się to wydawać oczywiste – Zapewne moja siostra wyjaśniła ci, czemu tu jesteś.
- Twoja siostra?!
To wydawało się niewiarygodne. Byli zupełnie różni, nawet usposobienie mieli inne.
Jack zaśmiał się i podrapał dłonią kark. Był taki swobodny, jakby byli przyjaciółmi. Ale to nie prawda, zamiast tego czekało ją zażycie serum. Wspaniale.
- No tak, Veronica to moja siostra. Wszyscy nam mówią, że jesteśmy zupełnie inni – nagle zupełnie poważnie przyjrzał się śladom po oparzeniach na nadgarstkach Caroline – Bardzo boli, prawda?
Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko zacisnęła usta i wzięła głęboki oddech. W jego głosie pobrzmiewała jakby troska, co zupełnie zbiło wampirzyce z pantałyku.
- Przykro mi, że zostałaś tak potraktowana.
- Przykro ci? – pokręciła głową – Przecież do tego właśnie dążą łowcy. Chcecie zniszczyć wszystkie wampiry żeby świat był wolny od krwiopijców – powtórzyła słowa wypowiedziane wcześniej przez Veronicę.
- Hmm, chyba wiem czyj to tekst. Moja siostra ci tak nagadała, prawda?
Otworzyła tylko usta.
- Nic nie rozumiem. Czy to jest jakiś podział na złego i dobrego gliniarza żeby łatwiej wyciągnąć ode mnie informację? – zirytowała się.
Wzrok Jake pokierował się na kamerę. Chłopak na chwilę przymknął oczy i wymamrotał coś pod nosem. Czerwone światełko w kamerze zamigotało, a potem zgasło.
- Słuchaj – ton jego głosy był tym razem poważny – Nie jestem taki jak moja siostra. Nie dążę do unicestwienia wampirów. Owszem jest mnóstwo takich, dla których okazało by się to lepszą opcją, ale i tak nie popieram tego pomysłu. Caroline, to mnie wyznaczono do obserwowania ciebie. Wiem, że jesteś dobrą osobą i wiem też jak ogromne wyrzuty sumienia masz, po tym, jak zabiłaś tego chłopaka i że to było niezamierzone. Nie chcę zrobić ci krzywdy.
Była zszokowana tym co usłyszała, ale postanowiła działać.
- To pomóż mi stąd uciec.
Pokręcił głową.
- Nie mogę, Instytut jest bardzo dobrze chroniony.
- To co będzie dalej?
- Zabiorą cię na przesłuchanie.
- Czy oni… użyją na mnie serum prawdy?
Jack przełknął ślinę, jego czekoladowe oczy były śmiertelnie poważne.
- Prawdopodobnie tak.
- O, Boże…
Spuściła głowę w dół. Już nic się nie dało zrobić. Była stracona. Sam ten fakt nie zrobił na niej dużego wrażenia, bardziej bała się o życie Klausa, tego cholernego kłamcy, którego tak mocno kochała.
- Może lepiej jeśli sama im powiesz to, co chcą wiedzieć.
Gwałtownie poderwała głowę.
- Nigdy w życiu nie zdradzę Klausa!
Chłopak spojrzał się na swoje dłonie i uśmiechnął się smutno.
- Więc to prawda, kochasz go.
- Twoja siostra nazwała to interakcją.
Zaśmiał się krótko. Dziewczyna usłyszała kroki niedaleko drzwi.
- Ktoś nadchodzi.
Jack rzucił szybkie spojrzenie na drzwi.
- Zawiadomię Klausa.
Pokiwała głową.
- Jack, dziękuję ci, naprawdę dziękuję.
- Wiem jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha – znowu ten smutny uśmiech – I nie życzę tego nikomu.
Po chwili otworzyli drzwi i do środka wparowała Veronica w towarzystwie dwóch mięśniaków ubranych na czarno.
- Przyznaj się. Gdzie ukrywa się Klaus Mikaelson?!
Jack odgrywał rolę tego złego. Caroline spuściła głowę i zacisnęła usta, nie wydając żadnego dźwięku.
- Co tu się dzieje? – blondyna zmierzyła wzrokiem ich oboje.
- Próbuję coś od niej wyciągnąć, ale milczy jak zaklęta.
Veronica podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, Jack. My się tym zajmiemy.

I z dzikim uśmiechem na twarzy wydała rozkaz swoim osiłkom. Jeden z nich podszedł do wampirzycy i wstrzyknął jej coś w szyję. Jej powieki momentalnie opadły i odpłynęła.

******************************************************
Proszę was kochani o dużo komentarzy bo dają kopa jak nic innego ;) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!
Wasza Horney <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate