O, cholera
Tylko tyle zdążyła pomyśleć zanim Łowczyni natarła na nią z
niespodziewaną siłą, wymierzając cios swoją metalową bronią. W ostatniej chwili
Caroline zdążyła zrobić unik próbując zaatakować przeciwniczkę od tyłu z
pięści, ale ta obróciła się racząc ją uderzeniem pałki w rękę.
Coś trzasnęło, a z ust wampirzycy wydobył się świst bólu.
Veronica zareagowała na to entuzjastycznym pomrukiem.
Nie ciesz się na zapas
– pomyślała blondynka.
Minusem dla wampirzycy był brak jakiejkolwiek broni, którą
mogła by się posłużyć z dystansu, ale za to miała kły i super siłę. Czas to
wykorzystać.
Kości zdążyły się zregenerować.
Amerykanka uderzyła swoją przeciwniczkę z wyskoku,
wymierzając salwę ciosów pięściami i z kolana w twarz Łowczyni, za to otrzymała
przyłożenie pałką w brzuch.
Upadła na podłogę ciągnąc za sobą Veronicę, wykorzystując
swoją pozycję dłonie Hunter zacisnęły się na jej szyi. Caroline używając siły
odciągnęła je i odrzuciła przeciwniczkę na przeciwległą ścianę.
Dziewczyna z hukiem uderzyła o nią głową i ześlizgnęła się
po murze znacząc go śladami krwi.
Wampirzyca w mgnieniu oka znalazła się przy niej, podniosła
ją za szyję do góry dusząc jednocześnie. Przyjrzała się dziewczynie. Otumaniona
od uderzenia, powoli przymykała powieki w geście rezygnacji. Swoimi ostrymi
kłami wbiła się w jej tętnice, żywiąc się słodką krwią.
Kiedy skończyła jeść puściła bezwładne ciało dziewczyny, zdjęła
z jej palca pierścień i włożyła go na właściwe miejsce.
Veronica Hunter, choć na człowieka miała dużo siły i za
pewne lata treningu za sobą. Była godnym przeciwnikiem. Ale Caroline straciła
dużo sił podczas walki i musiała je zregenerować.
Wampir potrzebuje pożywienia.
A pożywieniem jest krew.
Blondynka otarła usta wierzchem dłoni.
Kiedy jej sposób
myślenia tak diametralnie się zmienił? – zapytała sama siebie.
Ach, może wtedy kiedy została pojmana przez Łowców i
przetrzymywana nie wiadomo gdzie.
Widocznie okazało się to skutecznym sposobem na
zaakceptowanie własnej natury.
Już miała odchodzić z pola walki, gdy poczuła jak ostry
koniec drewnianego kołka wbija się w miejsce po lewej stronie, na jej plecach.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo pozwolę ci stąd odejść –
usłyszała przesycony jadem głos Jonathana Duranda przy swoim uchu – To grubo
się mylisz, ty potworze.
Ty potworze…
Te słowa dźwięczały w jej głowie niczym natrętna piosenka z
reklamy podpasek.
Jej oddech przyśpieszył, a dłonie zwinęły się w pięści.
- Nie próbuj żadnych numerów. Zabiłem już setki wampirów
takich, jak ty – wyszeptał - Nędznych krwiopijców, morderców.
- Odwróć się, powoli – dodał już głośniej.
Dziewczyna wypełniła polecenie. Spojrzała w szare oczy
mężczyzny.
Kryła się w nich nienawiść, pogarda, ale coś jeszcze…
Żal, tęsknota?
- Ty go kochasz. Widziałem twoją reakcję, jak Rachel
powiedziała, że Mikaelsonowie wyjechali, ty go kochasz. Takiego potwora, jak on
– parsknął – Ale wiesz co, ja też kogoś kochałem. Helen jest… była moją żoną –
głos zaczął mu się łamać. Maska bezwzględnego Łowcy opadła odsłaniając
prawdziwe oblicze wyniszczonego człowieka.
- Była dla mnie wszystkim, moim całym światem. Dla niej
chciałem być lepszy. Ona tez była Łowcą, ale miała wziąć urlop, dla dziecka.
Naszego dziecka. Miało się wychowywać w pełnej, szczęśliwej rodzinie – znowu
wydał to samo parsknięcie, przypominające raczej kaszel osoby chorej na suchoty
– A wtedy wiesz co się stało, ty okropna wampirzyco?
Oddychała szybko, kołek miała wymierzony prosto w serce.
- Zabił ją, on ją zabił! Klaus Mikaelson zabił moją Helen! –
jego krzyki odbijały się echem na pustym korytarzu – Ta dzika bestia
rozszarpała ją na moich oczach.
Łzy leciały wzdłuż jego policzków, jak krople deszczu.
Gardło Caroline było ściśnięte jak supeł, nie była w stanie
wydać z siebie żadnego dźwięku.
Strata Jonathana była ogromna, ale to była wojna, a ona
rządzi się swoimi prawami.
- I może gdyby on kochał ciebie choć w połowie tak, jak ja
ją to wbicie tego kołka w twoje serce przyniosłoby mu ból. To byłaby najlepsza
zemsta w moim życiu.
Jego szaleńcy wzrok błądził po twarzy dziewczyny, napawając
się jej strachem.
- Ale co mi to da, skoro on cię nie chce? – jego głos zaczął
wydawać się racjonalny - Kolejny unicestwiony na moim koncie? Kogo by to
cieszyło, pewnie jakiegoś szaleńca.
Blondynka już otworzyła usta żeby się odezwać, gdy przerwał
jej roznoszący się śmiech Jonathana.
- Wychodzi na to, że jestem obłąkany.
Wziął zamach i wbił ostrą część drewnianego kołka w pierś
dziewczyny.
Jedyne co zdążyła zarejestrować to, że jego uśmiech był tak
szeroki, jak u kota z Cheshire.
****************************************************
Hej, hej!
Spokojnie, to jeszcze nie finał! Szykujcie się na trooszkę więcej!
Buziaczki! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz